niedziela, 20 marca 2016

Rozdział 2


Spotkania 

**Oczami Clary**

 Przez chwile patrzyliśmy sobie w oczy. Zobaczyłam kilka, malutkich ciemnych kropeczek w złotych oczach Jace`a. Wpadłam w taki jakby trans, nie mogłam się poruszyć mimo że głosik w mojej głowie wrzeszczał, tupał i walił w co popadnie, żeby się od niego odsunąć. Złotowłosy nadal trzymał mnie za plecy schylając się przy tym, tak jak to się robi w tańcu, uśmiechając się szelmowsko. Nagle zrobiło mi się ciepło tam, gdzie nasze skóry bezpośrednio się stykały. To było jak szklanka "zimniej" wody.

-Puszczaj mnie-warknęłam i wyrwałam się z jego objęć. Ciepło, które przeradzało się już w niemiłe szczypanie, zelżało, ale nie do końca zniknęło. Podejrzewałam że zostały mi tam czerwone ślady...

-"Puszczaj mnie"? Żadnego "dzień dobry", albo "och, jak miło cię widzieć"-zapytał Jace z udawaną urazą.

-Nie powiem "miło cię widzieć", bo to nie prawda, a ja nie kłamię-poprawiłam sukienkę, która podjechała mi trochę za wysoko i z pogardą, której nawet nie chciałam maskować zapytałam: -co ty tu robisz Jace?

-Stęskniłem się za tobą. Ty też, prawda? Bo inaczej byś na mnie tak nie leciała.-rozłożył ręce tak, że zagrodził mi przejście, a zrobił to z anielskim uśmieszkiem . On cały wyglądał jak anioł; złote włosy sięgające linii szczęki i delikatnie kręcące się przy końcówkach, oczy które wręcz były płynnym złotem, ostre kości policzkowe i mięśnie, które widziałam niejednokrotnie, teraz skrywały się pod eleganckim czarnym garniturem. Całość składała się w idealnego nastoletniego Nocnego Łowcę, którego szczerze nienawidziłam.

-Powiem jedno-jeśli zaraz nie zejdziesz mi z drogi, wyjmę sztylet z mojej torebki i pokroje cię nim na malutkie kawałeczki. Zrozumiałeś?

-Nie zaprzeczyłaś, kwiatuszku. A co do kawałeczków, sądzę że byłyby to bardzo seksowne kawałeczki mojego umięśnionego ciała, nie sądzisz?-jego wesołość i ten cholernie irytujący uśmieszek doprowadza mnie do szału. Już sięgałam do torebki, kiedy pomyślałam, że matce się to może nie spodobać. Całkowicie sprzeciwiała się noszeniu broni w domu a co dopiero na wspólną kolację... i  jeszcze gdyby zobaczyła że nią grożę naszym gościom... Opanowałam się, wyprostowałam i z podniesioną głową ominęłam go, zmuszając by schował ręce. Niestety, gdy to robił musnął mnie palcami w ramie i poczułam kolejne punkciki ciepła.

Gdy weszłam do jadalni, byłam już pewna do kogo należały tamte dwa głosy. Stephen i Celine, wraz ze swoimi dziećmi, Elizabeth i Jace`m przyjechali do nas w odwiedziny. Swego czasu bywali tu dosyć często. Posiadłość Herondale`ów była nie daleko naszej. Po za tym mój ojciec i pan Herondale byli parabatai, czyli łączyła ich niesamowita więź krwi. Nie często spotyka się swoją inną połówkę życia, nie miłosną. Ja, na przykład, wiedziałam że nie znajdę sobie parabatai bo nie ma drugiej takiej osoby jak ja na świecie. Mówiono mi co co najmniej sto razy...

Pierwsza zauważyła moje przybycie Jocelyn. Uśmiechnęła się do mnie i wstała z krzesła. Jej butelkowozielona sukienka na grubych ramiączkach, sięgająca do kolan i wysadzana malutkimi diamencikami przy dekolcie, wygładziła się i naciągnęła od pasa w dół, gdy kobieta zrobiła krok w moją stronę. Poprawiła jeszcze swoje tak samo rude i kręcone włosy jak moje i odezwała się w chwili gdy do mnie podeszła i złapała mnie z rękę.

-Och, Clary. Jesteś na reszcie. Jak już pewnie zauważyłaś mamy gości. Zaprosiłam do nas państwa Herondale bo mamy wam coś do powiedzenia. Niespodziankę-uśmiechnęła się myśląc że mi się to spodoba. Nie. Nie podobało.

-Nam?-zapytałam tylko. Nie chciałam jej zwracać przy gościach uwagi żeby nie nazywała mnie "Clary". A jestem pewna że Herondale`owie też tak będą do mnie gadać...

-No tak, ciebie, Jonathana, Elizabeth i Jace`a. A właśnie. Widziałaś gdzieś resztę po drodze?

-Ja jestem tutaj-rozległ się irytujący głos za moimi plecami. Spojrzałam przez ramie i ujrzałam Jace`a opierającego się nonszalancko o futrynę wielkich drzwi do salonu-Co do tamtych, to nie widziałem. Tylko Clary na mnie wpadła-posłałam mu tak mordercze spojrzenie że jeszcze tylko chwilka i by nie żył ale niestety moja matka nie pozwoliła na tą piękną scenę, ciągnąc mnie z rękę do stołu. Usadziła mnie pomiędzy dwoma pustymi krzesłami. Sama usiadła dwa krzesła dalej a, o zgrozo, blondyn usiadł na krześle po mojej prawej stronie. Od razu się do mnie nachylił i wyszeptał.

-I znowu się spotykamy.

-A czego innego się spodziewałeś. W końcu jesteś w moim domu-warknęłam. Boże, jak ja go nienawidzę. Mówiłam to już kiedyś?

-Jesteś zdenerwowana, kwiatuszku?- Jeśli spodziewałam się że będę miała go z głowy to się przeliczyłam. I to bardzo.

-Po pierwsze: tak jestem zdenerwowana! A po drugie: co ty masz z tym "kwiatuszkiem" do cholery?!-podniosłam głos i kątem oka dostrzegłam jak oczy dorosłych się na mnie kierują-Przepraszam-bąknęłam tylko, rozeźlona już prawie do granic wytrzymałości. Ale mojego dręczyciela, albo to nie obchodziło albo tego nie zauważył. Tak czy siak, gadał dalej.

-Po pierwsze-zawtórował mi- dlaczego jesteś zdenerwowana?  Nie wiesz, że złość szkodzi urodzie? A o co chodzi z kwiatuszkiem? Już ci mówię. Przypominasz mi pewną roślinę która jest zabójczo piękna. I to dosłownie. Może zabić każdego, od małej muszki do słonia. I ty jesteś taka sama. A po za tym...-przysunął się jeszcze bardziej do moich policzków, jakby chciał mnie tam pocałować, i wziął głęboki oddech nosem-pachniesz jak zupełnie bezbronny kwiatuszek, kwiatuszku-wyszeptał ostatnie słowa wprost do mojego ucha.

Nie wytrzymałam. Mam bardzo niski próg cierpliwości a i on jest bardzo cienki. A ten kretyn właśnie go przekroczył. Zerwałam się na równe nogi, przewracając przy tym krzesło z ciemnego, solidnego drewna które upadło na podłogę z głośnym huknięciem. Spojrzałam na Jace`a i co zobaczyłam? ZNOWU się uśmiecha!

-NO CHYBA SOBIE JAJA ROBISZ!-wrzasnęłam na całe gardło. Widziałam jak jego źrenice rozszerzają się i jego puls na szyi przyśpiesza, ale to były jedyne oznaki że jakkolwiek zareagował na mój wybuch. Nadal siedział wygodnie oparty na krześle, z jedną ręką przerzuconą przez oparcie. Niestety moja matka nie była tak obojętna, na to co zrobiłam, jak Jace. Wstała i zapytała z przerażeniem w głosie i oczach.

-Clarisso Adele Morgenstern, co ty, Na Anioła, robisz?!

-Nic, proszę pani. Właśnie prowadziłem konwersację z pani córką i chyba troszkę się emm...zdenerwowała-odpowiedział za mnie blondyn. Spojrzałam na niego niedowierzająco po czym gwałtownie odwróciłam się do drzwi i wybiegłam.

Nie mogłam zauważyć Jonathana i Elizabeth którzy, idąc zapewne do jadalni z pokoju mojego brata, puścili błyskawicznie swoje ręce, gdyż pobiegłam w drugą stronę do jedynego miejsca które mogło mi teraz pomóc.


**Oczami Jonathana**

Kilkanaście minut wcześniej...


Ubrany już w spodnie od garnituru i białą koszule, stałem przez lustrem i oceniałem swój wygląd. Włosy, przeczesane już niejednokrotnie palcami, sterczały mi w cały świat co nadawało mi młodszego wyglądu...chyba. Bladoróżowe, pełne usta i wielkie zielone oczy odziedziczyłem po matce. Włosy, gładką, bladą skórę i resztę mam po ojcu. Czasami zastanawiam się jak by to było gdybym to ja odziedziczył urodę po Jocelyn, a Clary po Valentinie. Jak bym wyglądał z delikatnymi rysami twarzy zamiast ostrych, wystających kości policzkowych. I jak by to było gdybym to ja był...
Moje rozmyślania przerwało niepewnie pukanie do drzwi. Spojrzałem na nie ze ściągniętymi brwiami. Kto to był? Clary waliła raz a mocno i wchodziła a rodzice pukali kilka razy i czekali aż im otworzę. Ten ktoś nie był z naszego domu. Zrobiłem kilka kroków i już znalazłem się przy drzwiach. Nacisnąłem klamkę i powoli je uchyliłem. To co...a raczej kogo tam ujrzałem sprawiło, że mnie zamurowało.

Prze mną stała dziewczyna. Miała piękne jasnobrązowe włosy sięgające połowy pleców, teraz z przodu przypiętymi wsuwkami, po jednej na każdej stronie. Niżej były piękne piwne oczy, które wyrażały miłość patrząc na mnie. A ostatnie co zobaczyłem to piękne, krwistoczerwone usta zbliżające się do moich. Złapałem dziewczynę w talii i obróciłem nią tak, że teraz przyciskałem ją do ściany, cały czas się całując.
Po omacku zamknąłem drzwi nogą. Obie ręce położyłem na jej pięknych kształtnych biodrach i zacząłem badać jej cudne ciało pod piękną czerwoną, obcisłą sukienką. Ona cała była piękna (co można chyba wywnioskować po moim opisie) i była osobą którą kocham najbardziej na świecie.

-John...-jęknęła pomiędzy pocałunkami-Jonathan...- w końcu oderwałem się od niej niechętnie i uśmiechnąłem się gdy objęła moją twarz swoimi delikatnymi dłońmi i przesunęła kciukiem po moich ustach.

-Elizabeth... tak tęskniłem, skarbie-i znowu ją pocałowałem, ale nie zachłannie, tak jak przed chwilą tylko delikatnie, z miłością którą nie dało ubrać się w słowa. Po chwili chciałem coś powiedzieć ale najpierw musiałem trzy razy odchrząknąć- Elise... nie to, że się nie cieszę ee.. że tu jesteś i ,że cie widzę ale... co tu robisz?-zapytałem spoglądając na jej elegancką sukienkę. Była czerwona z koronką na całej jej powierzchni co nadawało jej szyku i elegancji. Czarne szpilki dodawały jej parę centymetrów przez co nasze oczy były prawie na tym samym poziomie. Popatrzyła na mnie chwile w zamyśleniu po czym odpowiedziała.

-Twoi rodzice zaprosili naszą całą rodzinę na obiad bo "mają jakąś nowinę" ble, ble, ble...-powiedziała przewracając oczami-a gdy zapytałam o co chodzi to tylko głupio się uśmiechali. Jace też nic od nich nie wyciągnął. Ale kazali ubrać się ładnie i spakować dużo ciuchów, więc pewnie zostaniemy tu na dłużej...-wymruczała ostatnie słowa po czym znowu mnie pocałowała. Jej miękkie usta były dla mnie rozkoszą. Delikatnie przygryzłem jej dolną wargę a ona zamruczała z zadowoleniem. Nagle wziąłem ją na ręce i zaniosłem na moje łóżko. Przykryłem ją swoim ciałem i dalej się całowaliśmy. Pewnie sprawa potoczyła by się dalej (mimo że powinniśmy być już na kolacji) ale nagle usłyszeliśmy potężny huk dochodząc z dołu, chyba z jadalni. Poderwałem się natychmiast tak samo jak Elizabeth. Jako Nocni Łowcy byliśmy zwinni, szybcy i zawsze czujni. Nawet w takich sytuacjach jak ta, przed chwilą. Spojrzałem na nią i zrozumieliśmy się bez słów.

Podeszliśmy do mojego wielkiego lustra żeby poprawić nasz wygląd. Ja musiałem tylko założyć marynarkę i buty a Elise poprawiła sobie włosy i wygładziła sukienkę, którą jej podniosłem. Gdy oboje byliśmy gotowi, złapaliśmy się za ręce (z przyzwyczajenia, jakie zostało nam z wielu wielogodzinnych, tajnych spacerów) i skierowaliśmy się do jadalni.

***
Gdy dochodziliśmy już do wielkich drzwi zobaczyliśmy wybiegającą Clary z pomieszczenia do którego właśnie szliśmy. Natychmiast puściliśmy swoje ręce, ale i tak moja siostra tego nie widziała, ponieważ pobiegła w przeciwną stronę. Po tym jak zobaczyłem wyraz jej twarzy-czystą, wielką furię- domyśliłem się gdzie idzie.

Gdy tylko weszliśmy (już osobno, ale obok siebie) do jadalni, naszym oczom ukazał się dosyć dziwny obrazek. Wielkie krzesło leżało na podłodze (pewnie Clary je przewróciła), Jocelyn stała opok niego z wyciągniętą ręką, jakby chciała złapać swoją uciekającą córkę. Brat Elise, Jace, siedział jak gdyby nigdy nic, a mój ojciec wraz z państwem Herondale byli zszokowani tym co przed chwilą się tu wydarzyło.

-Chyba zjawiliśmy się nie w porę...-szepnęła Elizabeth a ja w duchu się z nią zgadzałem.




Witaam! Jak wam się podoba 2 rozdział? Opinie napisz w komentarzu :*
Zachęcam Was też do głosowania w mojej ankiecie (prawa kolumna na górze). Tam jest również zamieszczona informacja dotycząca rozdziałów.
Przepraszam też za jakiekolwiek błędy w pisowni :)
Miłego czytania, miśki :*


7 komentarzy:

  1. Blog mi się strasznie podoba!
    Historia też super!

    Ps. Ale mogłabyś zmienić czcionkę bo trochę dziwnie się czyta jak przez cały czas są duże litery.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę mnie że ci się podoba :*

      P.S. Już się robi :*

      Usuń
  2. Opowiadanie jest super. Clary wojowniczka - taką lubię najbardziej. Nie dziwie się jej, że ma dość Jace'a. Każdy chyba by miał <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Na miejscu Clary wyjęłabym ten sztylet i rzuciła w Jace'a, naprawdę. Nie umie podrywać oraz jest IRYTUJĄCY! Ale podoba mi się romans Elise i Jonathana! <3
    Czekam na następny! ^^

    OdpowiedzUsuń
  4. Super rozdział. Boski blog. Czekam na nekst. Życzę weny.

    OdpowiedzUsuń
  5. Boskie ❤ Zakochałam się w Jonathanie i Elise. Właśnie mam nowy ulubiony parring hah:) Clary mogła by okazać więcej emocji i uczuć. Jak sądzę zaraz się wyżyje na sali treningowej a Jace może razem z nią?!?
    Wiadomość od rodziców: hmmm. Ślub? Jestem za ❤
    Jace Jace taki... Niech będzie bardziej Jaceowatym xD takim aroganckim dupkiem który się nie daje Clary i daje do zrozumienia, że nie jest marionetką!
    Czekam na nową notkę ;)
    Buziaczki ❤

    OdpowiedzUsuń