poniedziałek, 6 marca 2017

Rozdział 11

Śpiąca Królewna

**Oczami Jocelyn**

-Valentine, musimy porozmawiać- znajdowałam się w bibliotece, w dziale ksiąg o demonach. Valentine szukał czegoś na temat Lilith. Podparty o półkę i otoczony stosami woluminów wertował kolejną starą księgę. Kiedy weszłam nie od razu zwrócił na mnie uwagę, musiałam się odezwać żeby spojrzał na mnie swoimi czarnymi oczami.

-O czym musimy porozmawiać?-zapytał. Westchnęłam ciężko i przeszłam przed niego. Usiadłam też oparta o półkę i oplotłam rękoma nogi.

-Dzisiaj przed śniadaniem poszłam do pokoju Clary żeby ją obudzić i...-zawahałam się. Ale on musiał o tym wiedzieć- Nie mogłam jej obudzić bo miała jakiś sen. Sen z Jace`m. I w pewnym momencie powiedziała... "Ja też cie kocha..." i nie dokończyła bo nagle się obudziła-patrzyłam na jego reakcje. Na początku przyglądał mi się z niezrozumieniem, potem zmieniło się to na szok a na końcu jego oczy wyrażały... wewnętrzny ból? Nastała między nami cisza w której obecna byłam tylko ja.-Valentine? Co się dzieje? Co to oznacza?

-Nic. Tylko... jeśli możesz nie poruszaj z Clary tego tematu, dobrze?- nareszcie na mnie spojrzał.

-Valentine, to też jest moja córka i jeśli coś się z nią dzieje chce o tym wiedzieć! Nie możesz ukrywać tego przede mną na zawsze...

Westchnął i spuścił głowę. Patrzyłam na niego z niemałym zdziwieniem. To do niego nie podobne. Valentine Morgenstern zawsze był stanowczy ale kochający, mężny i waleczny. A teraz wyraża skruchę i jakby wstydził się czegoś. Po kolejnej przerwie na ciszę odezwał się zachrypniętym głosem.

-Powiem ci to, ale nie teraz i nie tutaj. Bo kiedy ci to powiem możesz mnie zabić a nie chce by moja bezwartościowa krew wsiąknęła w te bezcenne księgi...


***

**Oczami Jace`a**


-Clary? Jesteś tam?-pukałem do drzwi dziewczyny. Zero odzewu. Spróbowałem jeszcze raz z takim samym skutkiem.

-Może po prostu je otwórz?-rzuciła niby od niechcenia Emma. Przewróciłem oczami i pociągnąłem za klamkę. Zamknięte.

-Może... Emmo, spróbuj znaleźć Jonathana. To jej brat, jest dosyć wysoki, ma białe włosy i zielone oczy. Poznasz go. Powiedz żeby przyszedł tutaj, dobrze? -Dziewczyna kiwnęła głową i poszła w głąb korytarza. Ja sięgnąłem w tym czasie stele i przyłożyłem jej koniec do drzwi. Wypaliłem kilka "kresek" które tworzyły Runę dzięki której można było zrobić coś co przypominało lustro Weneckie. Czekałem chwile aż obraz się powiększy i wyostrzy na tyle bym mógł zobaczyć... dziewczynę o rudych włosach leżącą na ziemi.

Oderwałem stele i kopniakiem wyważyłem drzwi.  Podbiegłem do niej i przekręciłem ją na plecy. Chyba brała kąpiel bo była mokra i jedyne co miała na sobie to ręcznik który teraz zasłaniał tylko jej dolną część ciała. Ale to było najmniej ważne. Praktycznie nie oddychała a żeby wyczuć puls musiałem mocno przycisnąć ucho do jej klatki piersiowej. 

-POMOCY!-wrzasnąłem i namalowałem Clary Iratze, które nie pomagało. Teraz w głębi duszy podziękowałem Akademii za to wprowadziła lekcje pierwszej pomocy Przyziemnych. Zacząłem robić jej masaż serca i "usta usta" ale tylko trochę jej puls przyspieszył.

Przy piątej serii ponownie namalowałem jej Iratze i zawołałem o pomoc. Dalej kontynuowałem reanimacje kiedy nagle do pokoju wpadł Jonathan i Emma.

-CLARY!-krzyknął Jonathan i podbiegł do nas. Sprawdził jej puls i spojrzał na mnie.

-Od kilku minut ją reanimuje, nałożyłem jej też dwa Iratze i tylko trochę jej stan się poprawił. Nie wiem co się stało-wytłumaczyłem. On tylko kiwnął głową i zaczął się gorączkowo rozglądać po pokoju. Nagle wstał, podbiegł do szafy i zaczął wyjmować z niej torby z ubraniami Clary. Szukał czegoś bardzo szybko i w końcu usłyszałem jego ciche westchnienie ulgi.

-Jace możesz ją zostawić. Dobrze się spisałeś, ale teraz wyjdźcie stąd-powiedział patrząc na mnie i na Emmę. Kiedy się nie ruszyliśmy warknął tylko-Już!-a po chwili dodał-sprowadźcie Valentine`a.

Wymieniłem spojrzenia z dziewczyną i szybko wybiegliśmy z pokoju Clary.


***

**Oczami Jonathana**

Kiedy tylko Jace i ta dziewczyna wybiegli z pokoju zatrzasnąłem szybko drzwi i powróciłem do Clary. Była blada i na całym ciele powychodziły jej żyły domagając się trucizny antidotum. Sięgnąłem po flakonik z czarną substancją i strzykawkę. Moje ręce się strasznie trzęsły ze strachu o siostrę. Nie wiadomo ile tu leżała, ale podejrzewam, że odkąd ja i Elise przyszliśmy po nią na śniadanie... Dlaczego nie pociągnąłem za klamkę? Dlaczego nie wszedłem do jej pokoju tak jak zawsze to robiłem...

Teraz musiałem zapłacić za swoją głupotę. Nabrałem strzykawką substancji i wbiłem igłę w jej żyłę. (od autorki: przepraszam z całego serca osoby bojące się i nienawidzące igieł za to, jakże drastycznie zdanie). Delikatnie ale szybko tłoczkiem opróżniałem strzykawkę. Bałem się, że już za późno, że już nic nie da się zrobić...

Pustą strzykawkę rzuciłem pod szafę a Clary wziąłem na ręce i przełożyłem na łóżko. Ściągnąłem moją bluzę i delikatnie włożyłem ją na dziewczynę. Ponieważ ona była mała i drobna a ja wysoki i postawny, wyglądała jakby założyła worek. Uśmiechnąłem się smutno, usiadłem obok niej i trzymając ją za rękę pogłaskałem jej policzek. Była dla mnie ważna. Mimo że nie była taka jak inne dziewczyny, nie była nawet taka jak inni ludzie, miałem to poczucie, że mnie, chyba jako jedynego człowieka na świecie, darzyła uczuciem.... noo... chyba że chodzi o Jace`a. Tak. Do nas dwóch coś czuła. Z tym że do niego bardzo silną nienawiść a do mnie... tolerancję? I teraz kiedy leżała tak nieprzytomna, ledwo żywa a ja nie mogłem nic zrobić, serce mnie bolało...

Nagle do pokoju wpadł mój ojciec. Był rozczochrany i przerażony. Jeśli chodziło o Clarissę, jego wojownicza zbroja znikała, ukazując sweterek z żalu, strachu i błagania o przebaczenie, za to, co zrobił własnej córce... Teraz podszedł do nas i spojrzał na jej spokojną twarz. 

-Zrobiłeś to?-zapytał szeptem. Ja tylko kiwnąłem głową bo wiem, że potwierdzenie, że zrobiłem coś strasznego dla jej dobra, nie przeszło by mi przez gardło. I kiedy Valentine chciał coś powiedzieć Clary zaczerpnęła głośno powietrza i otworzyła oczy. Razem z ojcem odskoczyliśmy od niej ale po chwili znów byliśmy obok. Usiadła i trzymała się za pierś walcząc o każdy oddech. Valentine wziął swoja stele i narysował jej Iratze na szyi, ramieniu i na piersi. Clary opadła na poduszki a jej oddech powoli się wyrównywał chociaż dłonie nadal zaciskały się na prześcieradle.

-Jak długo byłam nieprzytomna?-zapytała słabo patrząc na mnie a potem na naszego ojca. 

-A co ostatnie pamiętasz?

-Chyba to jak ty, Elise i Alec przyszliście pod moje drzwi-powiedziała po chwili zastanowienia.

-Krzyczałem do ciebie! Dlaczego nie zawołałaś pomocy?!-podniosłem głos.

-Kąpałam się kiedy wy przyszliście. Potem, pod prysznicem, poczułam się osłabiona i zaczęło mi się kręcić w głowie więc wyszłam z łazienki ale nie zdążyłam dojść do szafy po...-i tu spojrzała na ślad po igle-ty to zrobiłeś?-zapytała ojca. On tylko pokręcił głową.

-Ja ci wstrzyknąłem substancję...

-Krew, Jonathan. Nazywaj rzeczy po imieniu- wtrąciła Clary, a ja przewróciłem oczami.

-Dobrze, więc wstrzyknąłem ci...krew, zaraz po tym jak zawołał mnie Jace. To on cie znalazł-powiedziałem patrząc jej w oczy. Kiedy znaczenie tych słów dotarło do niej podniosła się gwałtownie do pozycji siedzącej i powstrzymała odruch wymiotny.

-Ej, ej, ej ej spokojnie Śpiąca Królewno!-krzyknąłem i delikatnie popchnąłem ją znowu na poduszki.

-Nie nazywaj mnie tak-warknęła z przymkniętymi oczami. Znowu ciężej oddychała.

-Clarisso, masz się oszczędzać i regularnie przyjmować krew. Od teraz ktoś zawsze będzie przy tobie, a ja osobiście będę sprawdzał twój stan co kilka godzin-odezwał się w końcu nasz ojciec. Clary oczywiście przewróciła oczami a ja kątem oka spojrzałem na drzwi i... zobaczyłem burze długich błąd włosów znikających za progiem.

-Zaraz wracam-rzuciłem i skierowałem się do drzwi nie zwracając uwagi na zdziwione miny Clary i ojca. Wyszedłem na korytarz i zamknąłem drzwi do pokoju. Rozejrzałem się w ciemności ale nikogo nie zobaczyłem.

-Pokaż się! Wiem że gdzieś tu jesteś!-syknąłem. Na pewno nie odbiegła daleko... Nagły hałas na końcu korytarza sprawił że moje Runy uaktywniły się i widziałem i słyszałem wyraźniej. Poszedłem w stronę hałasu i stanąłem przed drzwiami. Złapałem za klamkę i szybko otworzyłem drzwi. W środku była blondwłosa dziewczyna która razem z Jace'm znalazła Clary.

-Kim jesteś?!-zapytałem się zasłaniając wyjście. Ona spojrzała na mnie przestraszona ale zarazem gotowa walczyć.

-Emma Lovlance, mieszkanka Instytutu. Ty jesteś Jonathan Morgenstern, brat Clarissy.

-Wiem jak się nazywam i czyim jestem bratem natomiast nie wiem ile ty usłyszałaś z naszej rozmowy.

-Nic nie usłyszałam! Poprostu chciałam sprawdzić co z Clarissą ale zobaczyłam że ktoś u niej jest więc odeszłam!

-Masz mi przysiąść na Anioła, że to co usłyszałaś i czego się domyślasz na temat Clarissy zostanie tylko między nami-przybliżyłem się do niej i dodałem szeptem- Rozumiesz?

-T... tak- powiedziała.

-Co "tak"?

-Przysięgam na Anioła, a ty Jonathanie Morgenstern jesteś mi tego świadkiem.


Przepraszam za wszelkie błędy  i niedociągnięcia!

poniedziałek, 27 lutego 2017

NEFILIM TAG czyli bohaterowie C.Clare!


Hejka! Zostałam nominowana do "NEFILIM TAG" przez Mania Maja której blog baaardzo polecam! A oto wyjaśnienie co to jest  NEFILIM TAG ;)

"NEFILIM TAG, czyli bohaterowie C.Clare" polega na odpowiedzeniu na 11 pytań, a raczej na dopasowaniu do nich postaci z książek Cassandry Clare (tych o Nocnych Łowcach, czyli z serii Diabelskie Maszyny, Dary Anioła i Mroczne Intrygi) 
Po odpowiedzeniu na pytania nominowana osoba nominuje kolejne kilka osób, które odpowiadają na te same pytania :)


W takim razie ZACZYNAMY!

1. Jezioro Lynn, czyli Lustro Anioła- postać, z którą się utożsamiasz
Raczej z Clary, ponieważ jest nierozważna, kąpana 
w gorącej wodzie ale i lojalna, nie boi się ryzyka, jeśli 
chodzi o jej rodzinę lub przyjaciół. Troretycznie
 można tak powiedzieć o mnie xD. 

 2. Cichy Brat- postać, która cię przeraża
Chyba nie mam takiej osoby, ale jeśli już miałabym 
kogoś wskazać to chyba Valentine. Teoretycznie wiem, że był
chory psychicznie ale nadal nie mogę zrozumieć jak można 
podawać krew demona swojemu dziecku i być bestią wobec 
Podziemnych? No jak?! XD   

3. Yin fen, czyli jad wampira- postać od której jesteś uzależniona
 Hmm... Jace? Will? Kocham wszystkich ale tych dwóch 
chyba wyróżnię serduszkami xD

4. Jonathan Pierwszy Nocny Łowca- postać, bez której inni by już nie żyli
 Sądzę, że Magnus i Alec-Magnus wiadomo dlaczego,
 a Alec swoją "dorosłością" poniekąd hamuje szaleńcze 
zapędy Clary, Jace`a i Isabelle

 5. "Prochem i cieniami jesteśmy"- postać, której ci najbardziej brakuje
Will... Moment jego śmierci był fragmentem
w całej serii (DA, DM, MI) na którym najbardziej płakałam...
(Ewentualnie, tuż za tym jest moment stracenia
wspomnień przez Simona...)
 W sumie, to jeszcze Sebastian/Jonathan <3 
(Fajnie było z nim i jego chęcią gwałtu na siostrze xD)

 6. "Gdzie ty pójdziesz, tam ja pójdę..."- para Parabatai, którą uwielbiasz
Myślę, że tu chyba każdy wymieni dwie pary:
-Will i Jem
-Jace i Alec

7. "- Zamknij się i myśl o Anglii - poradził.
- Nigdy nie byłam w Anglii - odparła Clary, ale zacisnęła powieki."
- Romans, który jest sensem książki
Jestem szablonowa- Clace forever <3

8. "Black for hunting through the night- Czerń na nocne polowania"
- Nocny Łowca, który pokona każdego
 Jace (tak wiem, idę stereotypem ale taka prawda xD)

9. "Nigdy nie ufaj kaczkom"- postać, której nigdy byś nie zaufała/nie zaufał
Camille xD 

 10. Demon, demonek, a jednak człowiek- ulubiony Podziemny
Simon (przez swój okres bycia podziemnym xD), 
Luke i Tessa <3

 11. Idrys naszą ojczyzną, naszą Ziemią Obiecaną, od Razjela darowaną
- do którego rodu Nocnych Łowców należysz?
Morgenstern <3 
Jak to mówi Veronica, pasuje tu idealnie ze swoją 
żądzą mordu chęcią wprawienia każdego w depresje xD




Tak więc to są moje odpowiedzi do zadanych mi pytań i teraz przyszedł czas na nominowanie innych blogów... z tym, że przez okres w którym mnie nie było zaniedbałam czytanie blogów, na rzecz seriali i teraz nie wiem kogo nominować bo przejrzałam blogi które kiedyś czytałam i albo są pokończone albo opuszczone, zapomniane... więc jeśli macie blogi które się jeszcze "tworzą" a są fajne, wklejcie linka w komentarzu xD Poczytam i może potem nominuje xD

I jeszcze jedna sprawa: rozdział powinien pojawić się w przedziale od 04.03. do 08.02.2017r. (żeby nie było że za rok xD)

Tak więc jeszcze raz dziękuje Mani Mai za nominowanie mnie do tej zabawy!

Do następnego napisania!



piątek, 24 lutego 2017

Rozdział 10

Uwaga!
 Jest to drugi rozdział od mojego powrotu więc jeśli nie czytałeś/łaś poprzedniego wystarczy kliknąć TUTAJ!

Krew Matki

**Oczami Clary**

Czytałam książkę, siedząc na fotelu w kącie swojego pokoju przy małej lampce, która była jedynym oświetleniem. Chciałam zatopić, zatracić się w słowach które miałam przed oczami, ale cały czas nie mogłam, coś mi przeszkadzało, rozpraszało. Miałam ponownie pochylić się nad lekturą, ale rozległo się pukanie do drzwi. Spojrzałam na zegarek na stoliku nocnym, który wskazywał za kwadrans północ. Kto to mógł być?

Zrzuciłam koc na podłogę, więc od razu przeszedł mnie dreszcz zimna. Podeszłam szybko do okna i je zamknęłam, a ktoś kto stał na korytarzu zaczął się chyba niecierpliwić, bo znowu zapukał, tylko że teraz bardziej natarczywie.

-Już, już. Idę-cicho krzyknęłam, po czym podeszłam do klamki i ją nacisnęłam. Uchyliłam drzwi a osobą która wybrała się na przechadzkę po Instytucie okazał się Jace który, o dziwo, nadal nie przebrał sie po kolaci w posiadłości Morgensternów, chociaż to było już tak dawno.

-Jace? Co ty tu robisz? Jest prawie północ-syknęłam przez zęby. On się tylko uśmiechnął i zaczął otwierać szerzej drzwi. Nie chcąc go wpuścić, stawiłam mu opór, ale na nic. Był silniejszy, więc przepchnął mnie i wślizgnął się do pokoju. Rozejrzał się, zamknął drzwi, przekręcił kluczyk i spojrzał na mnie, prosto w oczy. Odwzajemniłam to spojrzenie. Staliśmy tak chwilę aż Jace w końcu wybuchł.

-Nie wytrzymam, jeśli zaraz nie cię nie pocałuje-zdążył to powiedzieć, a jego wargi już spoczywały na moich i rozkosznie prosiły mnie o zgodę. Ja, chcąc tego co on, wyraziłam ją odwzajemniając pocałunek i oplatając rękoma jego szyje. On wziął mnie pod uda, zaniósł na łóżko i delikatnie mnie na nim położył. Sam mnie nakrył własnym ciałem, nadal nie przerywając pocałunku. Jak by w oddali usłyszałam ze książka, którą czytałam chwilę wcześniej, spadła na podłogę.

-Jesteś cudowna-sapał co chwilę, znacząc ścieżkę pocałunkami od ucha, przez usta po obojczyk i piersi. Ja oplotłam nogami jego plecy a palce wplotłam w złote, puszyste i lekko kręcące się włosy.

-Ty też, Jace. I dobrze o tym wiesz-zaśmiałam po czym nakierowałam jego usta na moje i pocałowaliśmy się, mocno ale powoli, tak by rozkoszować się sobą nawzajem.

-Masz racje, wiem to. Ale wiem też jeszcze jedno.

-Co takiego?

-Że cię kocham-powiedział to na jednym wdechu, jak by bał się mojej reakcji. Ale ona była do przewidzenia. Uśmiechnęła powiedziałam:

-Jace, ja też cie ko... czekaj co?-wstrzymałam oddech i ściągnęłam brwi. Jace, który pochylał się nade mną, zrobił to samo. Nagle ogarnęło mnie uczucie obrzydzenia, strachu że zrobiłam coś źle i męczyła mnie myśl że o czymś zapomniałam.

-ZŁAŹ ZE MNIE!-krzyknęłam nagle, podnosząc się i uderzając moim czołem o czoło... mojej matki. Stała przy moim łóżku, ubrana w strój treningowy składający się z czarnego obcisłego topu na ramiączka i krótkich, czarnych spodenek. Jedną ręką masowała sobie czoło, które mnie też zaczęło boleć.

-Co ty tu robisz?-spytałam z wyrzutem. Ona się na mnie dziwnie spojrzała, jak bym była wariatką.

-Clary, dobrze się czujesz?-zapytała, przestając masować sobie czoło.

-Clary źle. Clarissa dobrze.-odpowiedziałam ze złością. Wstałam z łóżka i podeszłam do szafy. Były tam moje dwie torby z ubraniami, których nie zdążyłam jeszcze rozpakować. Wyjęłam pierwsze czarne legginsy i szarą dużą bluzę. Nie miałam zamiaru dzisiaj trenować. Miałam ważniejsze sprawy na głowie, a poza tym i tak lepsza nie będę. Jocelyn patrzyła na mnie cały czas, jakby martwiąc się o  mnie. Kiedy byłam przy łazience nie wytrzymałam i zapytałam gwałtownie:

-O co ci chodzi, matko? Cały czas patrzysz na mnie ale nic nie mówisz. Coś jest ze mną nie tak? Wyglądam dziwnie, coś mi wyrosło na czole? Proszę, tylko nie mów że to pryszcz, bo chyba się zabije-powiedziałam z sarkazmem. Ona nic. Dalej na mnie patrzyła tylko teraz do zamartwiania się o mnie doszedł gniew. Po chwili ciszy, w której nie uzyskałam odpowiedzi, prychnęłam i trzasnęłam drzwiami do łazienki.

W małym pomieszczeniu o lśniących szarych płytkach na podłodze i białych na ścianach, rozebrałam się i weszłam pod prysznic. Gorąca woda zmyła ze mnie wczorajszy wieczór na dachu. Dopiero potem zauważyłam, że pod prysznicem nie ma szamponu do włosów. Mydło do ciała było ale szamponu brak. Rozejrzałam się po całej łazience i okazało się że nigdzie go nie było. Zakręciłam więc wodę i, owinąwszy się białym ręcznikiem, zawołałam przez drzwi:

-Mamo, jesteś jeszcze?!-cisza. Pewnie już poszła. Wyszłam szybko z łazienki i znowu podeszłam do szafy, bo schowana była tam moja kosmetyczka. Wyciągnęłam ją i spojrzałam na drzwi od pokoju. Podeszłam i przekręciłam kluczyk po czym wróciłam do łazienki. Ledwo zdążyłam zamknąć drzwi i ktoś zapukał do pokoju.

-Clary? Jesteś tam?

-Clarissa? Clary?!-Jonathan i Elizabeth przyszli pod mój pokój i chcieli do niego wejść ale ktoś ich zwołał.

-Jonathan! Chodźcie na śniadanie, moja mama zrobiła jajecznicę dla wszystkich-To Alec, najstarsze z trójki rodzeństwa Lightwood`ów. Chyba podszedł po moich drzwi bo jego następne słowa słyszałam bardzo wyraźnie-Czy Clary jest w pokoju? Może też chciała by zjeść?

-Właśnie po nią przyszliśmy ale jej tu nie ma. Pewnie wyszła chwile temu. My wracajmy do kuchni, ona na pewno się nie zgubi. Jest dużą dziewczynką-Elizabeth uzyskała potwierdzenie od obu chłopaków i zaczęli się oddalać. Ja weszłam ponownie pod prysznic i zaczęłam myć głowę kiedy nagle zakręciło mi się w głowie. Na początku pomyślałam, że to z głodu. Dosyć długo nie jadłam.. dopiero po chwili zrozumiałam, że to z głodu. Ale nie głodu typowego. Moje ciało, moja krew domagały się czegoś, dzięki czemu żyje. Tak jak płucom potrzebny jest tlen, tak mojej krwi potzebna jest krew mojej Matki.

Czym prędzej wyszłam spod prysznica, czując że z każdą chwilą tracę siły. Zdążyłam sięgnąć po ręcznik który był na koszu na brudną bieliznę i upadłam na kolana. Zaczęłam oddychać coraz szybciej a serca waliło jak szalone. Ledwo sięgnęłam ręką do klamki. Dosłownie wpadłam do pokoju i zaczęłam się czołgać po podłodze. Chciałam dostać się do szafy, ale w połowie drogi ręce się pode mną już na dobre. Nie mogłam się ruszyć, nie miałam siły.Udało mi się powiedzieć jedno słabe

-Pomocy...-i zabrała mnie ciemność.


***


**Oczami Jace`a**

-Jace, może jeszcze trochę jajecznicy?-Maryse zapytała się mnie, trzymając patelnie z nową porcją jajek. 

-Dziękuje, było pyszne, ale dokładki już nie zmieszczę, Pani Lightwood. 

-Jace, mów mi po prostu Maryse- Każdy siedział przy stole, oprócz Clary. Jonathan, Elise i Alec dopiero wrócili z jej pokoju, ale bez niej. Nikt nie wie gdzie jest. Chyba że.. Wstałem od stołu, wziąłem talerz i włożyłem go do zlewu. Skierowałem się do drzwi kiedy ktoś szarpnął mnie za ramię.

-Gdzie idziesz?-Alec patrzył na mnie dziwnym wzrokiem. 

-Idę szukać Clary. Dawno nic nie jadła- chłopak patrzył na mnie dziwnym wzrokiem ale mnie puścił. Odwróciłem się więc do drzwi i wybiegłem z kuchni, kierując się na dach. Gdy dotarłem do schodów, wbiegłem po nich jak najszybciej mogłem. Drzwi wyjściowe były otwarte. Wyszedłem na zewnątrz w nadziei, że będzie tu Clary ale zastałem kogoś innego. Była to dziewczyna o blond włosach. Siedziała w granatowej, męskiej bluzie i obejmowała nogi rękami. 

-Kim jesteś?-zapytałem. Ona, przestraszona wstała z szybkością Nocnego Łowcy i w sekundę przyszpiliła mnie do ściany klatki schodowej. Jej zimne, niebieskie oczy patrzyły na mnie ze wściekłością a wargi ułożyły się w gniewne słowa:

-Kim jesteś i jak się dostałeś do Instytutu?-Gdyby nie jej wzrost, wyglądała by troszkę groźniej. Mimo wszystko wolałem jej odpowiedzieć, bo nie miałem zamiaru bić się z nieznajomą dziewczyną i to na terenie Instytutu.

-Jestem Jace Herondale, przyjechałem z rodzicami, siostrą i rodziną Morgenstern`ów do Maryse i Roberta Lightwood`ów-powiedziałem to, patrząc jej w oczy. Chociaż nadal mnie trzymała, jej chwyt zelżał jak usłyszała moje i nazwisko. Widocznie mnie znała. Patrzyła na mnie jeszcze przez chwile, ale teraz z zainteresowaniem. Jej oczy złagodniały i w końcu mnie puściła. I zrobiła coś czego się nie spodziewałem-wyciągnęła rękę. 

-Jestem Emma Lovelance. Mieszkam w Instytucie razem z Lightwoodami i bratem. Wiedziałam, że masz przyjechać i że jesteś strasznie przystojny ale...-i zarumieniła się. Uśmiechnąłem się na myśl o tym, że spodobałem się kolejnej dziewczynie ale nagle przypomniałem sobie po co tu przyszedłem. W tym samym czasie Emma zaczęła mówić.

-Przepraszam za tamto, staje się ciut nerwowa kiedy ktoś nieznajomy wchodzi na mój teren-powiedziała troszeczkę speszona. Zaśmiałem się cicho.

-Spokojnie, nie jesteś pierwszą dziewczyną która startuje do mnie z pięściami-przypomniała mi się Clary, kiedy pierwszy raz się spotkaliśmy. Rzuciła we mnie nożem i kazała mi spadać. Kiedy nie ruszyłem się, bo się na nią patrzyłem wzięła bicz, owinęła mi nim kostkę i przewróciła na plecy, a bicz tak mocno zaciskała, że gdyby nie Jonathan, nie miał bym dzisiaj mojej prawej stopy. Najśmieszniejsze było to, że mieliśmy wtedy po około sześć lat- Ale, widzisz Emmo, przyszedłem tu szukać Clary, takiej niskiej, chudej dziewczyny z rudymi, kręconymi włosami za łopatki. Widziałaś ją może?

-Nie-powiedziała ciut za głośno-ale gdy tylko ją zobaczę na pewno mnie usłyszycie-zaśmiała się nerwowo-jestem jej fanką od najmłodszych lat. Zawsze chciałam ją spotkać i poprosić, by udzieliła mi kilku rad, dotyczących walki. Jest przecież najlepsza!-Krzyknęła. W myślach przewróciłem oczami, ale miałem teraz ważniejsze rzeczy. 

-Więc jej nie widziałaś...-wymamrotałem i zacząłem się odwracać kiedy znowu zaczęła mówić.

-Emm... Jace, mogę z tobą poszukać Clarissy? Proooooszę-Na Anioła, nie wiem ile ta dziewczyna ma lat, ale czasami się zachowuje jak ktoś w moim wieku, a czasami jak małe dziecko... Ale w sumie, im więcej osób będzie szukało Clary tym większe prawdopodobieństwo że ją znajdziemy. 

-Okej, chodź ze mną.

***

Przeszukaliśmy z Emmą chyba już cały Instytut i nie znaleźliśmy rudowłosej. Podobno Jonathan i Elise byli w jej pokoju ale jej tam nie było. Może teraz już wróciła?

-Hej, Em!-krzyknąłem do dziewczyny która właśnie wychodziła z biblioteki. Podbiegła do mnie i się uśmiechnęła. Przez pewien czas uważałem ją za dziecko, ale po kilku minutach rozmowy uznałem, że ta dziewczyna jest naprawdę miła, mądra i sympatyczna. 

-Co tam?

-Nie byliśmy jeszcze w jej pokoju, może już tam wróciła? Pójdziemy to sprawdzić?-zaproponowałem.

-A wiesz gdzie jest jej pokój?-zapytała z podniesioną brwią.

-Tak, jest na przeciwko mojego-wzruszyłem ramionami. Ona otworzyła usta, co wyglądało strasznie komicznie. Zacząłem się śmiać a Emma po chwili poszła w moje ślady. Naprawdę ją polubiłem.

-To idziemy?

-Ty prowadzisz, blondasie.

poniedziałek, 20 lutego 2017

Rozdział 9

Porządek 

Alicante, Sala Anioła

-To skandal! Nie można tego tak zostawić!

-Ona jest zła! Tak mówi przepowiednia!

-A może... a może to nie ona? Może to nie TA dziewczyna?

-Coś ty?! Głupia jesteś, czy co? To DEMON! Nią straszy się dzieci! To musi być ona i jest zła! Wiem to na pewno, czuje to!

-Masz racje! 

-Dobrze gadasz! Trzeba zrobić z tym porządek!

-LUDZIE DOSYĆ!-ryknąłem w końcu. Niestety, prędzej Razjel do nas przemówi, niż uda mi się uspokoić całą Sale Anioła rozwrzeszczanych Nocnych Łowców. Teoretycznie, nie ma co się im dziwić-za naszych czasów spełniła się najstraszniejsza przepowiednia dla Nefilim...

"...córka zrodzona z krwi matki demonów, Lilith, spod znaku gwiazdy, powstanie bo zniszczyć i zawładnąć resztkami Świata Cieni i Świata Przyziemnych..."- Tak głosi część przepowiedni, która została opisana w najstarszej księdze w świecie Nefilim. Są tam zapisane pierwsze prawa i obowiązki Nocnych Łowców, historia naszej rasy i właśnie ta przepowiednia, będąca największym zagrożeniem dla całego świata.

Chcąc pomyśleć na świeżym powietrzu, skierowałem się do tylnego wyjścia, tak, aby mnie nikt nie zauważył. Uchyliłem trochę drzwi, i sprawdziłem czy tam nikogo nie ma. Całe szczęście było pusto. Letni wieczór to moja ulubiona pora. Widać wszystkie gwiazdy na niebie, Szklane Wieże górują nad miastem rozsiewając swój blask na wszystkie domy oraz kwiaty Idrisu czuć na każdym kroku. Zamknąłem oczy i wziąłem kilka uspokajających oddechów. Sprawa Clarissy Adele Morgenstern nie daje mi spokoju... Znałem ją od dziecka, byłem świadkiem jak Cisi Bracia nakładali jej runy i widziałem jak rośnie w siłę.

Wtedy myślałem, że to sprawka treningów które Valentine fundował jej i jej bratu, Jonathanowi. Znał ją cały Idris i nie tylko. Była najlepszą z najlepszych. Chyba nigdy nie było tak sprawnego Nocnego Łowcy. Ale drugim najlepszym Nefilim jest Jace Herondale. Jest wręcz niesamowite że dwójka najlepszych Łowców żyje i walczy w tym samym czasie. Teraz u Clarissy się wszystko wyjaśniło, ale u Jace`a? Czemu prawie dorównuje Clary w umiejętnościach? Nawet Jonathan nie jest tak sprawny jak on...

-Przestań się zadręczać, Konsulu-usłyszałem głos. Kobiecy głos, który rozpoznał bym zawsze i wszędzie. Otworzyłem oczy i zobaczyłem dziewczynę, na pierwszy rzut oka dał bym jej 20 lat, chociaż wiem, że tyle nie ma. Była ubrana w kremową, zwiewną sukienkę do kolan. Miała aksamitny pasek zawiązany pod biustem, który uwydatniał jej zaawansowaną ciąże. Podszedłem bliżej, tak, bym mógł położyć dłoń na jej brzuchu i spytałem:

-Jak się dziś czuje nasz wojownik?

-Albo wojowniczka-odpowiedziała kobieta ze śmiechem.

-Albo wojowniczka...-powtórzyłem po niej. Wiatr delikatnie zawiał, sprawiając że kosmyki jej blond włosów wpadły jej do oczu. Odgarnąłem je za uszy i spojrzałem w jej niesamowicie niebieskie oczy. Uśmiechnęła się swoimi malinowymi ustami, odsłaniając idealne, białe zęby. Była piękna. I miałem szczęście, tak wielkie szczęście, że była moją żoną.

-O czym myślisz?-zapytała, obejmując moją szyje rękami.

-O tobie. O moim szczęściu. O tym, że cię kocham, Mary-trzymając ją w talii, pocałowałem ją. Jej brzuch dotykał mojego i w pewnym momencie poczułem delikatne kopnięcie. Oderwaliśmy się od siebie i w tym samym czasie dotknęliśmy brzucha Mary.

-Ona kopnęła!-Powiedziała ze łzami w oczach.

-Albo on-poprawiłem ją z uśmiechem. Dotknęliśmy się ledwo ustami, kiedy drzwi od Sali Anioła otworzyły się z trzaskiem. Strumień światła padł na nas, więc postać stojąca w drzwiach była tylko ciemną plamą na jasnym tle.

-Ach, ta młodzież. Tylko miłość im w głowie, a praca i obowiązki nie mają już znaczenia...-usłyszałem głos starca. Postać powoli zaczęła chodzić po schodach z rękoma za plecami, delikatnie sobie gwiżdżąc. Kiedy zbliżył się na tyle blisko, bym mógł zobaczyć jego twarz, otworzyłem usta by coś powiedzieć, ale on tylko podniósł obie ręce, bym zamilkł. Odchrząknął, schował ponownie ręce za plecy i z uśmiechem powiedział.

-Dzieci, spokojnie. Ja też byłem młody, też byłem żonaty i też byłem przyszłym ojcem, więc wiem co to znaczy. I nie przyszedłem tutaj wam przeszkadzać, tylko...hmm...-zamyślił się-nie no w sumie to przyszedłem wam przeszkodzić. Ale nie dobrowolnie!-powiedział szybko. Ja i Mary parsknęliśmy śmiechem a Inkwizytor zakręcił swojego wąsa i uśmiechnął się jeszcze szerzej. Po chwili ciszy, przecierając oczy, zapytałem.

-Już zobaczyli, że mnie nie ma?

-Jeszcze chwile a wyślą za tobą patrole-znowu się zaśmiał-Z jednej kłótni wyszli, a do drugiej weszli... Ach... jak to dobrze, że jeszcze tylko kilka tygodni i odchodzę na emeryturę. Już nie daje powoli rady.

-Słucham?!-powiedziałem troszkę za głośno-ale jak to?! Jak to pan odchodzi?

-Widzisz, Victorze, jestem już stary, nie mam żony, ale mam córkę. Za miesiąc ma termin porodu. A ponieważ obydwoje są zakochani w walce z demonami, ktoś musi siedzieć z dzieckiem. Więc jak widzisz,  czas na mnie. Z resztą, co tu po mnie-uśmiechnął się, ale tym razem ze smutkiem. Inkwizytor Paul Everton, był starym zasłużonym Nocnym Łowcą, który od 5 lat zajmował stanowisko Inkwizytora a wcześniej nauczał w Akademii Nocnych Łowców. Chodź miał już ponad 80 lat, to nadal był wysportowanym, wysokim mężczyzną o postawie żołnierza. Jego siwe włosy nadal były bujne, a zmarszczki miał nie wielkie. Wygląd miał łagodny, charakter tak samo. Dzieci go uwielbiały, był nazywany przez wszystkim "dziadkiem". Nie tylko miał uwielbienie wśród dzieci, ale miał także szacunek u dorosłych, ponieważ nigdy się nie denerwował, sądził zawsze sprawiedliwie i był bardzo mądry. Wielokrotnie brano go pod uwagę, jako Konsula ale za każdym razem odmawiał.

-Więc młodzieńcze, pocałuj swą damę na pożegnanie i idź wypełniać obowiązki Konsula.

-Dobrze, Inkwizytorze-odwróciłem się do Mary, pocałowałem szybko jej usta a potem skłoniłem się do jej brzucha, całując je i szepcząc-do zobaczenia w domu, moje dziecko-wyprostowałem się i spojrzałem na Salę Anioła, wziąłem oddech i powiedziałem- A więc idźmy zrobić porządek.


***


**Oczami Clary** 
Nowy Jork, Instytut

 Noc w Nowym Jorku w niczym nie przypominała nocy w Alicante. Tutaj światła uliczne, reflektory aut i neony przysłaniały blask gwiazd i księżyca. Siedząc na dachu Instytutu, rozmyślałam o moim pobycie w tym miejscu i to tym że Idris dowiedział się prawdy o mnie. Do tej pory o moim darze wiedzieli tylko moi rodzice, Jonathan, Maryse i Robert oraz Celine i Stephen. A teraz dowiedziała się cała rada i cały mój plan pójdzie na marne. Gdy tylko o mojej naturze dowie się reszta dzieciaków z Instytutu, w tym Jace, będą chcieli mnie powstrzymać... A mając Jace, może im się to udać.

I to jest straszne. Jego dotyk mnie boli. Za każdym razem gdy jego skóra zetknie się z moją, powstają na moim ciele czerwone plamy. Tak jakby miał czerwoną farbę na dłoniach z żrącym środkiem. Co dziwniejsze tylko JEGO dotyk to robi. Wiele osób mnie dotknęło, nawet przez przypadek. I nic się nie działo. On tylko muśnie swoim opuszkiem mojej skóry i koniec. Nigdy o tym nikomu nie mówiłam, w obawie przed taką sytuacją w jakiej jestem teraz. Dopóki nikomu tego nie powiem, wszystko będzie dobrze. Bo Jace może mnie zniszczyć.

Nagle drzwi na dach się otworzyły i na zewnątrz wyszedł Jonathan. W dłoniach trzymał dwa papierowe kubki z kawiarni na przeciwko Instytutu, którą widać z mojego punktu obserwacyjnego wręcz idealnie. 

-Nie widziałam żebyś wychodził z Instytutu-powiedziałam obserwując jak chłopak podchodzi do krawędzi dachu, przy której ja siedzę, siada i zwiesza nogi w dół. Podając mi kubek, dotknął swoją dłonią mojego nadgarstka i poczułam niemiłe znajome uczucie pieczenia. Nie wydałam żadnego dźwięku ale szybko zabrałam rękę. Jonathan spojrzał się na mnie dziwnie i zapytał:

-Wszystko dobrze? 

-Tak, tylko chyba się oparzyłam..-obejrzałam dłoń, zauważając małą czerwoną plamkę, ale skóra była sucha. Spojrzałam podejrzliwie ja Jonathana, który właśnie brał łyk napoju. Szybko wypluł ciecz i zaczął wachlować język. Podniosłam brew, a on, zerkając na mnie kontem oka, zamarł z rękami przed twarzą z wywieszonym językiem.

-No co? Rzeczywiście gorące-i uśmiechnął się. Ja nadal na niego patrzyłam, starając się zrozumieć co stało się przed chwilą. Jonathan wzruszył ramionami, odstawił kubek i położył się na plecach. Lewą rękę podłożył pod głowę a prawą na brzuchu i spojrzał w niebo. Zmarszczył brwi i podrapał się po brodzie.

-I Idrisie noc jest inna. Piękniejsza.Prawda?-spojrzał na mnie. W jego oczach krył się smutek i zarazem wesołość oraz... na Lilith, miłość. Znowu ta pieprzona miłość. Z tym, że... tym razem ta miłość jest inna. Dziwna. Pełna, sama miłość, bez ani krzty poczucia winy czy litości. 

-Jonathanie, wszystko dobrze?

-Tak a czemu pytasz?

-Jakoś dziwnie wyglądasz...-słysząc to... zdenerwował się? Był jakby przestraszony. Podniósł się szybko do pozycji siedzącej i odwrócił wzrok na ulice. Potem spojrzał na mnie i wskazał palcem na kubek.

-Dlaczego nie pijesz?-potem odwrócił wzrok znowu na ulice. Ja wzięłam ten kubek do ust i upiłam łyczek... herbaty. Herbaty. Od razu to wyplułam i spojrzałam na Jonathana ze złością. 

-Herbata? Serio przyniosłeś mi herbatę? Dobrze wiesz, że jej nie znoszę!

-Nie było kawy więc wziąłem herbatę. Myślałem, że zrobisz wyjątek ten jeden raz-powiedział po chwili. Cały czas zachowuje się nerwowo, ale chyba stopniowo odzyskuje panowanie nad sobą. Tylko pytanie dlaczego w ogóle je stracił? Nie chciało mi się już tu siedzieć z nim więc zrzuciłam kubek z dachu i zaczęłam wstawać kiedy jego ręka złapała mnie za łokieć i pociągnęła ku sobie. Opadłam przy nim, kładąc głowę na jego torsie a rękę przerzucając przez jego brzuch. Spojrzałam na Jonathana ze złością ale on się zaczął uśmiechać.

-Chyba na mnie lecisz, co?-powiedział to niby normalnie ale z tyłu głowy zaświtała mi pewna myśl, której jeszcze do końca nie znałam. Biło od niego ciepło, które mnie trochę rozgrzało bo mimo bluzki na długi rękaw, kilka nocnych godzin na wysokim dachu, nie było zbyt ciepłych. 

Zostałam w takiej pozycji, bo jedyną osobą, której dotyk tolerowałam, był Jonathan. To on, jako jedyny człowiek na świecie potrafił mnie w miarę powstrzymać, lub chociaż osłabić delikatnie mój gniew na kogoś. I czasami, naprawdę czasami, potrafił mnie zmusić do prawdziwego uśmiechu. Ale nigdy do śmiechu. 

-O czym myślisz, Clary?-zapytał. W jednej chwili wyswobodziłam się z jego uścisku i wstałam. 

-Ile razy mam ci powtarzać, żebyś tak do mnie nie mówił. Jestem Clarissa, nie Clary-ostatnie słowo wyplułam z obrzydzeniem. Wstałam i skierowałam się do drzwi. Jednak kątem oka zobaczyłam jego kubek. Zerknęłam na Jonathana, ale on siedział tyłem do mnie, więc szybko i cicho podbiegłam po jego kubek i pobiegłam do drzwi.

Zbiegłam po schodach najszybciej jak się dało i pobiegłam do mojego pokoju który poznałam zanim poszłam na dach. Instytut już był zupełnie cicho, wszyscy już pewnie spali.Skręciłam w korytarz na którym znajdował się mój pokój. Wpadłam do niego i na drzwi nałożyłam Runę Zamknięcia, tak aby nikt już mi nie przeszkadzał. Dopiero wtedy się opanowałam i usiadłam na łóżku. W ręku nadal miałam kubek Jonathana. Odkryłam wieczko i moim oczom ukazała się kawa. Zwykła czarna kawa.

Nagle usłyszałam jakiś hałas na korytarzu. Podeszłam do drzwi i obok pierwszej Runy, nałożyłam kolejną, tylko, że teraz taką, bym mogła widzieć co się dzieje za drzwiami. Ktoś szedł moim korytarzem. Z cienia ukazała się głowa ze złotymi włosami. Jace. Podszedł do drzwi naprzeciwko moich i otworzył je. Gdy już miał zamknąć pokój, spojrzał wprost na mnie. Jak by wiedział, że tam jestem. Delikatnie się uśmiechnął i zniknął za brązowym drewnem. 

Oparłam się o ścianę i zaczęłam myśleć. O dachu, o Jonathanie, o kawie i herbacie oraz o Jace`ie, który wybrał się na przechadzkę po Instytucie w nocy. To wszystko było ze sobą powiązane. W tym momencie zrozumiałam tamtą myśl na dachu. Klepnęłam się dłonią w czoło i byłam wściekła na siebie. Jak mogłam wcześniej tego nie zauważyć?!

Nie lubię zabaw. A szczególnie takich zabaw. Dla mnie to wojna. I ktoś zapłaci za rozpoczęcie wojny ze mną.


A więc powróciłam... Tak, ludzie jeszcze żyje, ale czy długo to zależy od was... Przepraszam, że tak długo, naprawdę długo mnie nie było, ale poważne problemy zdrowotne nie dawały mi spokoju... Teraz jest już spokojniej więc mogłam chwilę odsapnąć i napisać rozdział który właśnie przeczytaliście. Jak wrażenia? Bardzo się zepsułam? Mam nadzieję, że jeszcze ktoś tu jest i to przeczytał xD
Mam też nadzieje, że teraz moje życie prywatne będzie spokojniejsze i będę miała czas by zająć się blogiem. Tak więc, następny rozdział prawdopodobnie pojawi się w weekend lub dwa/trzy dni później, ale Przysięgam na Anioła, że go wstawię. Zaraz po opublikowaniu tego rozdziału idę pisać 10 i to bez żadnych "ale". Teraz serio chcę się wziąć za tego bloga i stworzyć swoją historię o Nocnych Łowcach, bo mam pomysł i chce go wam przedstawić.
Tak więc, do następnego!

P.S. (chyba musi być zawsze xD) Przepraszam za wszelkie błędy gramatyczne i ortograficzne!

poniedziałek, 22 sierpnia 2016

Rozdział 8

W ostatniej chwili


**Oczami Clary**


Kiedy śpisz, nie zdajesz sobie z tego sprawy. Robisz co robisz. Czasami śnisz, czasami nagle się budzisz. I to właśnie w tym momencie zdajesz sobie sprawę z tego, że spałaś.

Kiedy jesteś nieprzytomna, jest podobnie, z tym, żeby samemu się obudzić, potrzeba dużo czasu. Krócej zajmie, jeśli ktoś ci pomoże. Jakiś "wybawiciel" z czarnego tunelu, takiego, w którym teraz się znajduję.

I teraz ten "wybawiciel" rysuje mi Runę, która sprawi, ze za kilka minut będę świadoma tego, ze byłam nieprzytomna i jak dużo mnie ominęło...

    ***

-Clary...- Delikatne klepniecie w policzek- Clary, obudź się- słyszę głos ojca.

-Może potrzebna jej jeszcze jedna Runa?- Celine? Co ona tu robi?

-Moim zdaniem przesadziłeś, Valentine. Jeszcze trochę mocniejsza Runa Uśpienia i wątpię by kiedykolwiek się obudziła.-matka chyba jest zła. Mówi

-Za bardzo dramatyzujesz, moja droga. Clarissa jest odporniejsza na słabsze Znaki, dlatego wszystkie nakładam jej ja lub ona sama. Fakt, ze jak bym nałożył ten sam Znak na ciebie lub innego zwykłego Nocnego Łowce, nigdy by się nie obudził. Ale nie nasza Clarissa...-w głosie ojca było słychać sprzeczne emocje, raz mówił z dumą, raz ze smutkiem a raz z lekiem i nienawiścią do samego siebie. Byłam zdumiona, jak w tak krótkiej wypowiedzi można zmieścić tyle uczuć, i to do mnie.

Zmusiłam się więc do otworzenia oczu. O dziwo, było to zaskakująco proste. Nie oślepiło mnie tez żadne światło bo w pokoju panował półmrok. Leżąc cały czas nieruchomo, rozejrzałam się po pokoju.

Valentine stał po prawej stronie mojej głowy, Jocelyn w nogach łóżka a Celine tuż obok niej. Na razie nikt nie zwrócił na mnie uwagi, bo byli zajęci walką na spojrzenia.

-skoro tak długo się nie budzi, trzeba wezwać Cichych Braci?-Celine podała, swoim zdaniem, dobry pomysł. Ale cala reszta, wraz ze mną nie podzielała jej poglądów więc nic dziwnego że Jocelyn, Valentine i ja krzyknęliśmy w jednym momencie:

-NIE!-w chwili kiedy zdali sobie sprawę że krzyknęłam też ja. Odwrócili się w moją stronę jak jeden mąż co w innych okolicznościach było by dosyć śmieszne.

-Jak się czujesz skarbie?-Pierwsze zdanie po przebudzeniu bezpośrednio do mnie i już mi niedobrze przez jedno małe słówko: "skarbie".

-Dobrze-skłamałam. Tak naprawdę czułam się słabo. I to bardzo słabo. Spojrzałam na ojca, mając nadzieję ze zrozumie. I chyba mi się udało, bo zobaczyłam błysk zrozumienia w jego czarnych oczach. Takich samych jak moje.

-Jocelyn, weź proszę Celine, pójdźcie do kuchni i zróbcie coś Clarissie do jedzenia. Ja w tym czasie przyniosę jej rzeczy na przebranie z pokoju by mogła się w spokoju wykąpać, dobrze?- Idealna wymówka. Chociaż po części ma racje: jestem głodna. Cholernie głodna.

Kobiety skinęły głowami i wyszły z pomieszczenia. Przy okazji, rozejrzałam się po pokoju. Stało w nim przynajmniej trzydzieści łóżek w dwóch równych rzędach. Przy każdym stały dwa krzesła i mały stoliczek.
Sufit i ściany były pomalowane na kremowy kolor, z tym ze góra była ozdobiona kwiatami róży. Byłam jedyną osobą która tu leżała. Moje łóżko znajdowało się pomiędzy dwoma wielkimi oknami, które teraz były zasłonięte bordowymi roletami.

-Znajdujesz się w Infirmerii w Instytucie-powiedział ojciec, odpowiadając tym samym na moje niezadane pytanie-Pod łóżkiem masz swoje walizki- spojrzałam na niego z podniesionymi brwiami, on wzruszył i odpowiedział, głosem wypranym z emocji-musiałem skłamać żebyś mogła w spokoju... to zrobić-powiedziawszy to spuścił wzrok ze mnie na podłogę.

-Co się stało? Dlaczego byłam nieprzytomna, jestem już w Instytucie i jak długo spałam?

-Clary...-zaczął ale od razu mu przerwałam gniewnym tonem.

-Clarissa. Nie Clary. To nie jest moje imię-kiedy oni się tego nauczą?!

-Oczywiście...-powiedział ze zrezygnowaniem. Wziął głęboki wdech i powoli wypuszczał powietrze, jakby przygotowywał się na coś ciężkiego. Gdy podchodził do krzesła i obracał go w moją stronę, siedziałam cicho. Powoli przeniósł wzrok na moją twarz i wodził po niej jak chciał by ją zapamiętać na zawsze.

-Odpowiedz na moje pytania albo wyjdź. Sama też mogę się dowiedzieć o co chodzi-oznajmiłam siadając na łóżku i patrząc mu prosto w oczy. Wytrzymał przez parę sekund po czym zaczął przyglądać się swoim palcom zaciśniętym na kolanach.

-Clave się o tobie dowiedziało-powiedział tak cicho, że równie dobrze mogłam to sobie tylko wyobrazić. Ale nie. Wiem że to prawda. Tylko pytanie...

-Jak? Jak się o mnie dowiedzieli?!-krzyknęłam ale od razu się opanowałam. Ja nie tracę nad sobą panowania, nawet w sytuacjach kiedy moje życie (i mój plan) wiszą na włosku. Wzięłam głęboki oddech, który mnie uspokoił. Ale ja się nie bałam. Ja byłam wściekła. Naprawdę wściekła na to, że jakieś knypki, które uważają się za Bogów, mogą popsuć mi całe życie, plany oraz odebrać ludzkości mnie, czyli najlepsze co ich kiedykolwiek spotkało.

-Clarisso, proszę nie krzycz. Jest trzecia w nocy, zaraz wszystkich pobudzisz. A odpowiadając na twoje pytanie, to ktoś im doniósł. Nie wiem jeszcze kto, bo nie rozmawiałem dokładniej z Ragnorem. Clave dowiedziało się że to ty masz w sobie demoniczną krew i że to ty zagrażasz całemu społeczeństwu więc Konsul wraz z Brygadą Uderzeniową wybrali się do nas w odwiedziny. Uciekliśmy w ostatniej chwili.

-Brygada Uderzeniowa? Victorek musi mieć o mnie niezłe mniemanie skoro wziął ze sobą najlepszych Nefilim by mnie pojmać-złośliwy uśmiech nie schodził mi z twarz. Nieźle Konsul się mnie wystraszył, skoro swoją śmietankę obronną wysłał na pewną śmierć.

-To nie jest powód do dumy, Clarisso. Powinnaś być teraz nadzwyczaj ostrożna. Lightwoodowie przysięgli, że nikt się nie dowie o naszym pobycie tutaj. Ale mimo wszystko...

-Tak, tak mam być ostrożna. Wiem to ojcze-wstałam z łóżka z zamiarem pójścia do łazienki-A teraz jeśli mi pozwolisz to udam się...- zrobiłam pierwszy krok i nagle cały świat wokół mnie zawirował. Straciłam równowagę i upadłabym na podłogę, gdyby nie refleks ojca. Złapał mnie w swoje wielkie, mocne ręce i położył na łóżku. Widziałam strach w jego oczach.

-Podaj mi małą, czarną torbę...-zdołałam wydusić polecenie ojcu. Ten tylko skinął głową i zanurkował pod łóżko w poszukiwaniu torebki. Czułam że zaraz stracę przytomność. Wszystkie siły mnie puszczały, nie mogłam poruszyć nawet palcami u ręki. Przed oczami robiło mi się coraz ciemniej, w głowie mi huczało. Wtem z dołu wyłoniła się głowa z burzą białych włosów sterczących w każdą stronę. Valentine trzymał
moją torbę podróżną. Dokładnie o tą mi chodziło.

-W... środku...-musiałam nieźle się wysilić żeby powiedzieć te kilka liter, ale Morgenstern nawet nie zwracał na mnie uwagi. Gorączkowo przeszukiwał torbę, wyrzucając z niej wszystkie moje ubrania i wyjmując okrągły słoiczek zapełniony do połowy czarną cieczą. Wstał i zaczął się rozglądać za jakimś naczyniem. Szybko sięgnął po kubek który stał na stoliku, dwa łózka dalej. Odmierzył wywar, wlał do kubka i podszedł do mnie. Chciałam się podnieść do pozycji siedzącej, ale nie miałam siły. Ojciec złapał mnie pod pachami i podciągną tak, bym opierała się o poduszki.

Moja głowa była tak ciężka że nie mogłam jej utrzymać prosto i opadała mi na boki. Valentine przytrzymał mi ją jedną dłonią a drugą przyciskał i przechylał kubek, tak bym mogła wypić jego zawartość. W smaku nie było to takie złe, trochę słodkiego, słonego ale przede wszystkim gorzkiego. Konsystencja była o wiele, wiele gorsza. Połączenie gluta (uw. od autorki: takiego do zabawy, nie z nosa xD) i smoły nie przeszło mi łatwo przez gardło, ale czułam jak nowa fala siły rozchodzi po moim ciele. Już bez problemu mogłam utrzymać głowę prosto, poruszać nie tylko palcami ale całą ręką. Ojciec cały czas przypatrywał mi się z troską i niepokojem. Widząc to pokręciłam głową wstałam jak gdyby nic.

-Nic mi nie jest. A teraz wyjdź, chce się wykąpać-popatrzyłam na niego znacząco. Stał jeszcze chwile, po czym odwrócił się i podszedł do drzwi. Gdy już miał wyjść krzyknęłam do niego gniewnie-następnym razem zrób zastrzyk a nie karzesz mi to pić. Wystarczyło poszukać jeszcze trochę a znalazł byś strzykawkę. To jest obrzydliwe.-zatrzymał się, ale nie odwrócił. Powiedział tylko cicho:

-Podałem ci to w ostatniej chwili-i wyszedł zamykając za sobą drzwi.


No i witam! Nareszcie wróciłam do domu! I oczywiście do pisania!
Przepraszam, że nie było mnie całe wakacje i jeszcze trochę ale tak jak napisała wam Ms. Veronica byłam w szpitalu. Za dużo by pisać o co chodziło dokładnie ale napomknę że dosyć poważne problemy z sercem :/
Ale teraz już jestem i mam jeszcze trochę czasu na pisanie zanim zacznie się szkoła więc postaram się nadrobić zaległości <3

Do następnego :*