poniedziałek, 6 marca 2017

Rozdział 11

Śpiąca Królewna

**Oczami Jocelyn**

-Valentine, musimy porozmawiać- znajdowałam się w bibliotece, w dziale ksiąg o demonach. Valentine szukał czegoś na temat Lilith. Podparty o półkę i otoczony stosami woluminów wertował kolejną starą księgę. Kiedy weszłam nie od razu zwrócił na mnie uwagę, musiałam się odezwać żeby spojrzał na mnie swoimi czarnymi oczami.

-O czym musimy porozmawiać?-zapytał. Westchnęłam ciężko i przeszłam przed niego. Usiadłam też oparta o półkę i oplotłam rękoma nogi.

-Dzisiaj przed śniadaniem poszłam do pokoju Clary żeby ją obudzić i...-zawahałam się. Ale on musiał o tym wiedzieć- Nie mogłam jej obudzić bo miała jakiś sen. Sen z Jace`m. I w pewnym momencie powiedziała... "Ja też cie kocha..." i nie dokończyła bo nagle się obudziła-patrzyłam na jego reakcje. Na początku przyglądał mi się z niezrozumieniem, potem zmieniło się to na szok a na końcu jego oczy wyrażały... wewnętrzny ból? Nastała między nami cisza w której obecna byłam tylko ja.-Valentine? Co się dzieje? Co to oznacza?

-Nic. Tylko... jeśli możesz nie poruszaj z Clary tego tematu, dobrze?- nareszcie na mnie spojrzał.

-Valentine, to też jest moja córka i jeśli coś się z nią dzieje chce o tym wiedzieć! Nie możesz ukrywać tego przede mną na zawsze...

Westchnął i spuścił głowę. Patrzyłam na niego z niemałym zdziwieniem. To do niego nie podobne. Valentine Morgenstern zawsze był stanowczy ale kochający, mężny i waleczny. A teraz wyraża skruchę i jakby wstydził się czegoś. Po kolejnej przerwie na ciszę odezwał się zachrypniętym głosem.

-Powiem ci to, ale nie teraz i nie tutaj. Bo kiedy ci to powiem możesz mnie zabić a nie chce by moja bezwartościowa krew wsiąknęła w te bezcenne księgi...


***

**Oczami Jace`a**


-Clary? Jesteś tam?-pukałem do drzwi dziewczyny. Zero odzewu. Spróbowałem jeszcze raz z takim samym skutkiem.

-Może po prostu je otwórz?-rzuciła niby od niechcenia Emma. Przewróciłem oczami i pociągnąłem za klamkę. Zamknięte.

-Może... Emmo, spróbuj znaleźć Jonathana. To jej brat, jest dosyć wysoki, ma białe włosy i zielone oczy. Poznasz go. Powiedz żeby przyszedł tutaj, dobrze? -Dziewczyna kiwnęła głową i poszła w głąb korytarza. Ja sięgnąłem w tym czasie stele i przyłożyłem jej koniec do drzwi. Wypaliłem kilka "kresek" które tworzyły Runę dzięki której można było zrobić coś co przypominało lustro Weneckie. Czekałem chwile aż obraz się powiększy i wyostrzy na tyle bym mógł zobaczyć... dziewczynę o rudych włosach leżącą na ziemi.

Oderwałem stele i kopniakiem wyważyłem drzwi.  Podbiegłem do niej i przekręciłem ją na plecy. Chyba brała kąpiel bo była mokra i jedyne co miała na sobie to ręcznik który teraz zasłaniał tylko jej dolną część ciała. Ale to było najmniej ważne. Praktycznie nie oddychała a żeby wyczuć puls musiałem mocno przycisnąć ucho do jej klatki piersiowej. 

-POMOCY!-wrzasnąłem i namalowałem Clary Iratze, które nie pomagało. Teraz w głębi duszy podziękowałem Akademii za to wprowadziła lekcje pierwszej pomocy Przyziemnych. Zacząłem robić jej masaż serca i "usta usta" ale tylko trochę jej puls przyspieszył.

Przy piątej serii ponownie namalowałem jej Iratze i zawołałem o pomoc. Dalej kontynuowałem reanimacje kiedy nagle do pokoju wpadł Jonathan i Emma.

-CLARY!-krzyknął Jonathan i podbiegł do nas. Sprawdził jej puls i spojrzał na mnie.

-Od kilku minut ją reanimuje, nałożyłem jej też dwa Iratze i tylko trochę jej stan się poprawił. Nie wiem co się stało-wytłumaczyłem. On tylko kiwnął głową i zaczął się gorączkowo rozglądać po pokoju. Nagle wstał, podbiegł do szafy i zaczął wyjmować z niej torby z ubraniami Clary. Szukał czegoś bardzo szybko i w końcu usłyszałem jego ciche westchnienie ulgi.

-Jace możesz ją zostawić. Dobrze się spisałeś, ale teraz wyjdźcie stąd-powiedział patrząc na mnie i na Emmę. Kiedy się nie ruszyliśmy warknął tylko-Już!-a po chwili dodał-sprowadźcie Valentine`a.

Wymieniłem spojrzenia z dziewczyną i szybko wybiegliśmy z pokoju Clary.


***

**Oczami Jonathana**

Kiedy tylko Jace i ta dziewczyna wybiegli z pokoju zatrzasnąłem szybko drzwi i powróciłem do Clary. Była blada i na całym ciele powychodziły jej żyły domagając się trucizny antidotum. Sięgnąłem po flakonik z czarną substancją i strzykawkę. Moje ręce się strasznie trzęsły ze strachu o siostrę. Nie wiadomo ile tu leżała, ale podejrzewam, że odkąd ja i Elise przyszliśmy po nią na śniadanie... Dlaczego nie pociągnąłem za klamkę? Dlaczego nie wszedłem do jej pokoju tak jak zawsze to robiłem...

Teraz musiałem zapłacić za swoją głupotę. Nabrałem strzykawką substancji i wbiłem igłę w jej żyłę. (od autorki: przepraszam z całego serca osoby bojące się i nienawidzące igieł za to, jakże drastycznie zdanie). Delikatnie ale szybko tłoczkiem opróżniałem strzykawkę. Bałem się, że już za późno, że już nic nie da się zrobić...

Pustą strzykawkę rzuciłem pod szafę a Clary wziąłem na ręce i przełożyłem na łóżko. Ściągnąłem moją bluzę i delikatnie włożyłem ją na dziewczynę. Ponieważ ona była mała i drobna a ja wysoki i postawny, wyglądała jakby założyła worek. Uśmiechnąłem się smutno, usiadłem obok niej i trzymając ją za rękę pogłaskałem jej policzek. Była dla mnie ważna. Mimo że nie była taka jak inne dziewczyny, nie była nawet taka jak inni ludzie, miałem to poczucie, że mnie, chyba jako jedynego człowieka na świecie, darzyła uczuciem.... noo... chyba że chodzi o Jace`a. Tak. Do nas dwóch coś czuła. Z tym że do niego bardzo silną nienawiść a do mnie... tolerancję? I teraz kiedy leżała tak nieprzytomna, ledwo żywa a ja nie mogłem nic zrobić, serce mnie bolało...

Nagle do pokoju wpadł mój ojciec. Był rozczochrany i przerażony. Jeśli chodziło o Clarissę, jego wojownicza zbroja znikała, ukazując sweterek z żalu, strachu i błagania o przebaczenie, za to, co zrobił własnej córce... Teraz podszedł do nas i spojrzał na jej spokojną twarz. 

-Zrobiłeś to?-zapytał szeptem. Ja tylko kiwnąłem głową bo wiem, że potwierdzenie, że zrobiłem coś strasznego dla jej dobra, nie przeszło by mi przez gardło. I kiedy Valentine chciał coś powiedzieć Clary zaczerpnęła głośno powietrza i otworzyła oczy. Razem z ojcem odskoczyliśmy od niej ale po chwili znów byliśmy obok. Usiadła i trzymała się za pierś walcząc o każdy oddech. Valentine wziął swoja stele i narysował jej Iratze na szyi, ramieniu i na piersi. Clary opadła na poduszki a jej oddech powoli się wyrównywał chociaż dłonie nadal zaciskały się na prześcieradle.

-Jak długo byłam nieprzytomna?-zapytała słabo patrząc na mnie a potem na naszego ojca. 

-A co ostatnie pamiętasz?

-Chyba to jak ty, Elise i Alec przyszliście pod moje drzwi-powiedziała po chwili zastanowienia.

-Krzyczałem do ciebie! Dlaczego nie zawołałaś pomocy?!-podniosłem głos.

-Kąpałam się kiedy wy przyszliście. Potem, pod prysznicem, poczułam się osłabiona i zaczęło mi się kręcić w głowie więc wyszłam z łazienki ale nie zdążyłam dojść do szafy po...-i tu spojrzała na ślad po igle-ty to zrobiłeś?-zapytała ojca. On tylko pokręcił głową.

-Ja ci wstrzyknąłem substancję...

-Krew, Jonathan. Nazywaj rzeczy po imieniu- wtrąciła Clary, a ja przewróciłem oczami.

-Dobrze, więc wstrzyknąłem ci...krew, zaraz po tym jak zawołał mnie Jace. To on cie znalazł-powiedziałem patrząc jej w oczy. Kiedy znaczenie tych słów dotarło do niej podniosła się gwałtownie do pozycji siedzącej i powstrzymała odruch wymiotny.

-Ej, ej, ej ej spokojnie Śpiąca Królewno!-krzyknąłem i delikatnie popchnąłem ją znowu na poduszki.

-Nie nazywaj mnie tak-warknęła z przymkniętymi oczami. Znowu ciężej oddychała.

-Clarisso, masz się oszczędzać i regularnie przyjmować krew. Od teraz ktoś zawsze będzie przy tobie, a ja osobiście będę sprawdzał twój stan co kilka godzin-odezwał się w końcu nasz ojciec. Clary oczywiście przewróciła oczami a ja kątem oka spojrzałem na drzwi i... zobaczyłem burze długich błąd włosów znikających za progiem.

-Zaraz wracam-rzuciłem i skierowałem się do drzwi nie zwracając uwagi na zdziwione miny Clary i ojca. Wyszedłem na korytarz i zamknąłem drzwi do pokoju. Rozejrzałem się w ciemności ale nikogo nie zobaczyłem.

-Pokaż się! Wiem że gdzieś tu jesteś!-syknąłem. Na pewno nie odbiegła daleko... Nagły hałas na końcu korytarza sprawił że moje Runy uaktywniły się i widziałem i słyszałem wyraźniej. Poszedłem w stronę hałasu i stanąłem przed drzwiami. Złapałem za klamkę i szybko otworzyłem drzwi. W środku była blondwłosa dziewczyna która razem z Jace'm znalazła Clary.

-Kim jesteś?!-zapytałem się zasłaniając wyjście. Ona spojrzała na mnie przestraszona ale zarazem gotowa walczyć.

-Emma Lovlance, mieszkanka Instytutu. Ty jesteś Jonathan Morgenstern, brat Clarissy.

-Wiem jak się nazywam i czyim jestem bratem natomiast nie wiem ile ty usłyszałaś z naszej rozmowy.

-Nic nie usłyszałam! Poprostu chciałam sprawdzić co z Clarissą ale zobaczyłam że ktoś u niej jest więc odeszłam!

-Masz mi przysiąść na Anioła, że to co usłyszałaś i czego się domyślasz na temat Clarissy zostanie tylko między nami-przybliżyłem się do niej i dodałem szeptem- Rozumiesz?

-T... tak- powiedziała.

-Co "tak"?

-Przysięgam na Anioła, a ty Jonathanie Morgenstern jesteś mi tego świadkiem.


Przepraszam za wszelkie błędy  i niedociągnięcia!

1 komentarz:

  1. Wow boski rozdział <3 a co do igieł musiałam wstrzymać oddech bo mnie przerażają :D czekam na next

    OdpowiedzUsuń