Ucieczka
**Oczami Clary**
-Co tu się dzieje?-powtórzył ojciec patrząc na mnie- Clarisso, raczysz mi to wyjaśnić?-jego czarne oczy jarzyły się złością, niezrozumieniem i (zresztą jak zwykle...) miłością do mnie. Niestety, mimo tego ostatniego, widać było, że nie podoba mu się moje zachowanie.
-Clarisso, mogłabyś mi wytłumaczyć, dlaczego rzucasz ostrzami w naszego gościa?-powtórzył. Zerknęłam szybko na Jace`a. Stał oparty plecami o parapet a jego mięśnie delikatnie poruszały się pod koszulą, kiedy podrzucał i łapał sztylet który musiał wyjąć z podłogi po tym jak trafił on w podłogę milimetry od jego stopy. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę że nie ma marynarki; leżała na podłodze pod krzesłem które przewróciliśmy. Wróciłam spojrzeniem do ojca, który wyczekiwał ode mnie odpowiedzi.
-A od czego by tu zacząć, tatusiu?-zapytałam z sarkazmem cały czas patrząc z ukosa na Jace`a.
-Najlepiej od początku i raczej zwięźle bo mamy mało czasu.
-Clarisso, mogłabyś mi wytłumaczyć, dlaczego rzucasz ostrzami w naszego gościa?-powtórzył. Zerknęłam szybko na Jace`a. Stał oparty plecami o parapet a jego mięśnie delikatnie poruszały się pod koszulą, kiedy podrzucał i łapał sztylet który musiał wyjąć z podłogi po tym jak trafił on w podłogę milimetry od jego stopy. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę że nie ma marynarki; leżała na podłodze pod krzesłem które przewróciliśmy. Wróciłam spojrzeniem do ojca, który wyczekiwał ode mnie odpowiedzi.
-A od czego by tu zacząć, tatusiu?-zapytałam z sarkazmem cały czas patrząc z ukosa na Jace`a.
-Najlepiej od początku i raczej zwięźle bo mamy mało czasu.
-Jace włamał się do mojego pokoju kiedy spałam, posprzątał go i mnie spakował. I to wszystko bez mojej wiedzy i zgody-Valentine spojrzał na chłopaka i jakby wyczekiwał potwierdzenia moich słów.
-Było tak, jak mówi Clary-skrzywiłam się na zdrobnienie mojego imienia natomiast Morgenstern szerzej otworzył oczy, nie wierząc własnym uszom.
-W takim razie... emm... Jace mógł byś nas zostawić samych? Pójdź do swojego pokoju czy gdzieś...-poprosił ojciec.
-Nie ma sprawy-odpowiedział od niechcenia i z niechlujną gracją podszedł do drzwi. Gdy miał już je zamykać spojrzał na mnie i mrugnął. Potem zabrała go ciemność panująca na korytarzu. Zostałam sama z Valentinem w swoim pokoju..
-Czyli rozumiem, że jesteś gotowa?
-Tak, prawie-wycedziłam i podeszłam do swojego biurka. Ukucnęłam i sięgnęłam do prawej nóżki, która, moim dotykiem, otworzyła się. W środku była moja specjalna Stela, która była "kluczem" do mojego
-Clary...-zaczął, podchodząc do mnie, ale ja zrobiłam krok do tyłu i warknęłam:
-Zamilcz i nie podchodź do mnie. A najlepiej wyjdź z mojego pokoju.
-Clarisso, przepraszam że musisz wyjechać, ale to dla twojego dobra. Razem z matką chcemy żebyście byli wspaniałymi Nocnymi Łowcami...
-Przecież już jestem!-krzyknęłam- sam tak wielokrotnie mówiłeś! Że jestem najlepsza!
-Tak, wiem skarbie, ale musisz zacząć integrować się z innymi Nefilim...
-Integrować?!-zapytałam zdenerwowana.
-Tak, bo jedynymi Łowcami jakich w życiu spotkałaś, nie licząc rodziny oraz Herondale`ów, to Isabelle, Alexander oraz Maxwell podczas ich tygodniowego pobytu u nas. Masz już szesnaście lat...
-Za miesiąc siedemnaście!-wtrąciłam.
-A nie byłaś nigdzie poza Idrisem oraz dwóch dni w Paryżu. I muszę dodać że w ukryciu.
-Ale to moja wina, że mnie nigdzie nie wypuszczaliście?! Że żyje w ciągłej rutynie i teraz od tak sobie mam wyjechać w nieznane?-popatrzyłam mu w oczy-Możesz mi odpowiedzieć na jedno krótkie pytanie? Dlaczego mam wyjechać?
-Już ci mówiłem...
-Tak. Kłamstwo. Mówiłeś mi kłamstwo, ojcze i ja o tym bardzo dobrze wiem-z satysfakcją zobaczyłam delikatny strach w oczach Valentina. Mówiłam dalej-a może to ja odpowiem na to pytanie, co? Nigdzie nie byłam, bo za bardzo się baliście że wam ucieknę i zacznę siać zniszczenie w świecie, nie tylko Cieni ale także w Przyziemnym. I wiesz co ci powiem? Macie racje. Macie racje, tak zakładając! I wiesz co się teraz stanie? Moim pierwszym celem będzie Nowy Jork.
-Clarisso...-powiedział przestraszony ojciec. Podszedł do mnie szybkim krokiem i mnie przytulił, unieruchamiając mi ręce. Chciałam mu się wyrwać ale trzymał mnie mocno. Nagle poczułam znane szczypanie towarzyszące nakładaniu Run.
-To dla twojego dobra, skarbie...-chciałam się zapytać co on robi ale już nie mogłam otworzyć ani oczu, ani ust. Ostatnie co usłyszałam to jak Jocelyn wołała mojego ojca.
Potem nie wiedziałam już nic. Otoczyła mnie ciemność.
***
**Oczami Jace`a**
-Jace! Jace, gdzie jesteś?!-usłyszałem wołanie matki. Szybko wyszedłem na korytarz. Gdy mnie zobaczyła, uśmiechnęła się i zwolniła kroku. Podchodząc do mnie, ukradkiem zajrzała do mojego tymczasowego pokoju i zapytała.
-Mogę wejść?
-Oczywiście-odsunąłem się od drzwi by ją przepuścić. Rozejrzała się po pomieszczeniu. Ściany były tu kremowe a dwa wielkie okna, na przeciw drzwi, wychodziły na ogród posiadłości. Po prawej stronie było proste, z ciemnego drewna biurko a obok stała szafka zapełniona książkami. Natomiast pod lewą ścianą stało łóżko z tego samego materiału co reszta mebli. Obok niego, były drzwi prowadzące do łazienki która była urządzona w minimalistyczny wystrój, czyli były to białe kafelki na ścianach oraz szare na podłodze, prysznic i umywalka. Był tam też kosz na brudne ubrania i szafka na ręczniki.
-Spakowany jesteś?-zapytała Celine, patrząc teraz na mnie.
-Po przyjeździe nawet się nie rozpakowałem, więc tak. Jestem spakowany-powiedziałem sucho. Kobieta musiała usłyszeć to w moim tonie bo podeszła do mnie i mnie przytuliła. Oparła swoją głowę na moim ramieniu, a ja ją objąłem. Nagle poczułem jak zaczyna cicho płakać.
-Mamo dlaczego płaczesz?-zapytałem zdziwiony-zrobiłem coś nie tak?
-Nie. Nie, Jace. To nie twoja wina. Po prostu chciałam cię przeprosić za to że razem z Elise musicie wyjechać-odsunęła się ode mnie i wytarła łzy które spływały po jej bladym policzku, zmywając delikatny makijaż.
-A... a dlaczego w ogóle mamy tam jechać?
-Chcemy żebyście wyrośli na wspaniałych Nocnych Łowców. Poza tym Clave rozsyła młodych do różnych Instytutów, bo brakuje już ludzi do walki z demonami, które od pewnego czasu zaczęły atakować gwałtowniej-w jej głosie było słychać drobny niepokój, ale nie wiedziałem dlaczego. Było aż tak źle? Chciałem coś powiedzieć ale nie wiedziałem co, więc staliśmy w ciszy.
-Synku...-odezwała się nareszcie Celine, przerywając tym samym niezręczną ciszę-Uważaj na siebie, dobrze?-i znowu się do mnie przytuliła.
-Nic mi nie będzie, mamo-powiedziałem z uśmiechem-przecież wiesz jak walczę. Demony nie mają ze mną szans-zaśmiałem się, mając nadzieje że ją jakoś rozweselę. Zawsze tak reagowała na moje przechwalanki. Niestety, tym razem było inaczej. Nawet się nie uśmiechnęła, ale cicho powiedziała:
-Nie o demony mi chodziło.
***
**Oczami Valentina**
Gdy zszedłem na dół, do holu z nieprzytomną córką na rękach, Jocelyn nabrała gwałtownie powietrza i szybko do nas podbiegła.
-Na Anioła, Valentine, co się stało?!
-Spokojnie, skarbie, to tylko Runa usypiająca. Powiedzmy, że była ,delikatnie mówiąc, nadpobudliwa-powiedziałem wymijająco. Zobaczyłem błysk zrozumienia w zielonych oczach żony-gdzie reszta?
-Celine poszła po nich. Powinna zaraz schodzić-odpowiedział Stephen.
-Jesteśmy-rozległ się głos mojego syna. Po schodach szedł Jonathan obok Elizabeth a przed nimi Jace wraz z Celine. Dopiero gdy spojrzeli w naszą stronę ujrzeli nieruchomą Clarisse w moich ramionach. Wszyscy zatrzymali się w tej samej chwili, co w innych okolicznościach byłoby zabawne.
Blondynka otworzyła szeroko oczy i zasłoniła dłonią usta, jej córka zrobiła mniej więcej to samo, tylko że po chwili powiedziała coś na ucho Jonathanowi, który patrzył na siostrę ze współczuciem. Pokręcił głową i, również po cichu, odpowiedział szatynce na jej wcześniejsze pytanie. Natomiast Jace patrzył z, nie tyle co przerażeniem, co ze strachem. Miał szeroko otwarte oczy a jego pięści zaciskały się i otwierały.
-Co się z nią stało?-zapytał Jonathan.
-Spokojnie, to tylko Runa usypiająca. Nic się jej nie stało-odpowiedziała Jocelyn, by wszystkich uspokoić. Pani Herondale kiwnęła tylko głową, po czym pokonała resztę schodów i podeszła do męża. Reszta również zeszła z tym, że blondyn stanął za matką a Elizabeth z białowłosym usiedli na kanapie pod schodami.
-A kiedy pojawi się Ragnor, Valentine?-mój parabatai starał się odwrócić uwagę od rudowłosej dziewczyny, leżącej na moich ramionach, za co jestem mu bardzo wdzięczny.
-Powinien być za chwilę-odpowiedziałem i dosłownie w tym samym momencie rozległ się dzwonek do drzwi-to pewnie on. Pójdę otworzyć-i ruszyłem by wpuścić naszego gościa.
-Pan poczeka!-Jace krzyknął do mnie, a ja się odwróciłem zdziwiony.
-O co chodzi chłopcze?
-O Clary... znaczy Clarissę. Ma pan ją nadal na rękach-rzeczywiście. Jej mikra postura wraz z małą wagą, sprawiły że nie zapomniałem o własnej córce na własnych rękach. Zrobiłem kilka kroków w stronę blondyna i oddałem mu dziewczynę ze słowami:
-Pilnuj jej-on tylko kiwnął głową i wziął ją ode mnie najdelikatniej jak potrafił. W końcu ruszyłem do drzwi frontowych. Gdy je otworzyłem okazało się że na dworze szaleje burza z piorunami i wielkim deszczem. A na niej moknął zielono-skóry czarownik, Ragnor Fell. Jego czarny płaszcz przeciwdeszczowy i kaptur na głowie z rogami, sprawiał że wyglądał jak jakaś straszna zjawa.
-Witaj, Ragnorze! Jak miło...-zacząłem z uśmiechem ale mężczyzna prawie natychmiast mi przerwał, nerwowo rozglądając się na boki.
-Valentine, nie ma czasu na uprzejmości. Trzeba się szybko zbierać-mówił szybko i bardzo zdenerwowanie.
-O co chodzi, Rognorze?-zapytałem zaniepokojony jego zachowaniem.
-Idą.
-Kto idzie?-zapytałem mimo że znałem odpowiedź, której bałem się najbardziej na świecie.
-ONI. Idą. Po nią.
No i witam :) Mam nadzieje, że ta przerwa którą sobie zrobiłam, nie wpłynęła na jakość mojego bloga?
Bardzo was przepraszam, ale (jak napisałam w poprzedniej notce) dosyć niedawno wróciłam ze szpitala i powoli do siebie dochodziłam :/
A poza tym bardzo chciałabym podziękować za już ponad 3 000 wejść! Kocham was <3
Nie wiem kiedy rozdział 6, ale powinien pojawić się w następny weekend, bo teraz jest ten długi weekend więc jest więcej czasu :)
-Na Anioła, Valentine, co się stało?!
-Spokojnie, skarbie, to tylko Runa usypiająca. Powiedzmy, że była ,delikatnie mówiąc, nadpobudliwa-powiedziałem wymijająco. Zobaczyłem błysk zrozumienia w zielonych oczach żony-gdzie reszta?
-Celine poszła po nich. Powinna zaraz schodzić-odpowiedział Stephen.
-Jesteśmy-rozległ się głos mojego syna. Po schodach szedł Jonathan obok Elizabeth a przed nimi Jace wraz z Celine. Dopiero gdy spojrzeli w naszą stronę ujrzeli nieruchomą Clarisse w moich ramionach. Wszyscy zatrzymali się w tej samej chwili, co w innych okolicznościach byłoby zabawne.
Blondynka otworzyła szeroko oczy i zasłoniła dłonią usta, jej córka zrobiła mniej więcej to samo, tylko że po chwili powiedziała coś na ucho Jonathanowi, który patrzył na siostrę ze współczuciem. Pokręcił głową i, również po cichu, odpowiedział szatynce na jej wcześniejsze pytanie. Natomiast Jace patrzył z, nie tyle co przerażeniem, co ze strachem. Miał szeroko otwarte oczy a jego pięści zaciskały się i otwierały.
-Co się z nią stało?-zapytał Jonathan.
-Spokojnie, to tylko Runa usypiająca. Nic się jej nie stało-odpowiedziała Jocelyn, by wszystkich uspokoić. Pani Herondale kiwnęła tylko głową, po czym pokonała resztę schodów i podeszła do męża. Reszta również zeszła z tym, że blondyn stanął za matką a Elizabeth z białowłosym usiedli na kanapie pod schodami.
-A kiedy pojawi się Ragnor, Valentine?-mój parabatai starał się odwrócić uwagę od rudowłosej dziewczyny, leżącej na moich ramionach, za co jestem mu bardzo wdzięczny.
-Powinien być za chwilę-odpowiedziałem i dosłownie w tym samym momencie rozległ się dzwonek do drzwi-to pewnie on. Pójdę otworzyć-i ruszyłem by wpuścić naszego gościa.
-Pan poczeka!-Jace krzyknął do mnie, a ja się odwróciłem zdziwiony.
-O co chodzi chłopcze?
-O Clary... znaczy Clarissę. Ma pan ją nadal na rękach-rzeczywiście. Jej mikra postura wraz z małą wagą, sprawiły że nie zapomniałem o własnej córce na własnych rękach. Zrobiłem kilka kroków w stronę blondyna i oddałem mu dziewczynę ze słowami:
-Pilnuj jej-on tylko kiwnął głową i wziął ją ode mnie najdelikatniej jak potrafił. W końcu ruszyłem do drzwi frontowych. Gdy je otworzyłem okazało się że na dworze szaleje burza z piorunami i wielkim deszczem. A na niej moknął zielono-skóry czarownik, Ragnor Fell. Jego czarny płaszcz przeciwdeszczowy i kaptur na głowie z rogami, sprawiał że wyglądał jak jakaś straszna zjawa.
-Witaj, Ragnorze! Jak miło...-zacząłem z uśmiechem ale mężczyzna prawie natychmiast mi przerwał, nerwowo rozglądając się na boki.
-Valentine, nie ma czasu na uprzejmości. Trzeba się szybko zbierać-mówił szybko i bardzo zdenerwowanie.
-O co chodzi, Rognorze?-zapytałem zaniepokojony jego zachowaniem.
-Idą.
-Kto idzie?-zapytałem mimo że znałem odpowiedź, której bałem się najbardziej na świecie.
-ONI. Idą. Po nią.
No i witam :) Mam nadzieje, że ta przerwa którą sobie zrobiłam, nie wpłynęła na jakość mojego bloga?
Bardzo was przepraszam, ale (jak napisałam w poprzedniej notce) dosyć niedawno wróciłam ze szpitala i powoli do siebie dochodziłam :/
A poza tym bardzo chciałabym podziękować za już ponad 3 000 wejść! Kocham was <3
Nie wiem kiedy rozdział 6, ale powinien pojawić się w następny weekend, bo teraz jest ten długi weekend więc jest więcej czasu :)
W końcu dodałaś. Rozdzial cudowny❤❤❤ nie moge doczekać się następnych :)
OdpowiedzUsuńWow, wow, wow!!! Chwila, chwila, jacy ONI? HMMM? Faktycznie, końcówka, to taki polsat, że mam cię ochotę udusić, ale wtedy przestałabyś pisać, a toby skutkowało dla mnie rychłym zawałem XD W każdym razie rozdział taki... W O W <3 Nie mogę się doczekać kolejnego!!!
OdpowiedzUsuńPS. Mam zaszczyt nominować cię do nagrody LBA, ale tym razem prosiłabym o wypisanie 11 faktów o sobie ;**
Usuń(Więcej:http://the-mortal-instruments-the-otherstory.blogspot.fi/2016/05/lba2.html)
Co za oni?Razjelu! Czekam czekam i czekam ! <3
OdpowiedzUsuńTwój blog jest swietny! <3
Dodaj next jak najszybciej plisss ;>
Łał rozdział świetny❤, czekam szybko na next bo ciekawią mnie ci ONI
OdpowiedzUsuńDo następnego! 😊
Super. Kim są ci oni? Czekam na next ;)
OdpowiedzUsuńOni. Nwm o jakie stworzenia hodzi. Byc morze o demony? Skoro Clary ma ich krew w sobie? Nwm. Czekam ze zniecierpliwieniem na nexta
OdpowiedzUsuńA skąd wiadomo, że Clary ma w sobie krew demona??? xD
UsuńA ma? xD
UsuńTego dowiecie się, mam nadzieje, niedługo :)
UsuńOgłaszam, że zostałaś nominowana do LBA! Więcej info: http://ukrytetajemnice.blogspot.com/2016/05/lba-1.html
OdpowiedzUsuńBuziaki :*
Zostałaś nominowana do LBA !
OdpowiedzUsuńWięcej informacji tutaj --> http://the-mortal-instruments-city-of-love.blogspot.com/2016/05/lba-1.html
<3 <3 <3 <3
Super rozdział. Czekam na nekst. Życzę weny.
OdpowiedzUsuńOgłaszam, że zostałaś nominowana do LBA! Więcej info:
OdpowiedzUsuńhttp://all-the-legends-are-true.blogspot.com/2016/05/kolejne-lba.html
Pozdrawiam :)